W grupie E nikt jeszcze nie stracił szansy na awans: może być w 1/8 finału nawet czwarty w tabeli Honduras, może odpaść nawet patrząca na innych z góry Francja. Ale takiej katastrofy jak w RPA, gdzie skłóceni trójkolorowi spakowali walizki po trzech meczach, nic nie zapowiada.
Francuzi wygrali pewnie i z Hondurasem (3:0), i ze Szwajcarią (5:2). Do zajęcia pierwszego miejsca, które pozwoli prawdopodobnie uniknąć w kolejnej rundzie Argentyny, wystarczy im z Ekwadorem remis. – Nie możemy zdejmować nogi z gazu, nawet jeśli awans jest już tak blisko. Chcemy zwyciężyć i zachować naszą pozytywną energię – przekonuje Mathieu Debuchy.
Superman ?z Ekwadoru
Obrońca Newcastle zagrał w obu spotkaniach, dzisiaj także nie powinno go zabraknąć na boisku w Rio de Janeiro. Pod znakiem zapytania stoi występ Raphaela Varane'a i Mamadou Sakho (kłopoty zdrowotne), a Yohan Cabaye pauzuje za kartki.
Piłkarze z Ekwadoru z uznaniem wypowiadają się o rywalach, bo sami na razie nie zachwycają. Ze Szwajcarią przegrali 1:2, tracąc gola w doliczonym czasie. Później pokonali 2:1 Honduras, choć musieli gonić wynik. Wszystkie bramki strzelił dla nich Enner Valencia, jak na człowieka o pseudonimie Superman przystało.
Szwajcaria ma do wyrównania w amazońskiej dżungli rachunki z Hondurasem. Cztery lata temu w ostatniej kolejce fazy grupowej odebrał on im awans do 1/8 finału. Był bezbramkowy remis, Szwajcaria potrzebowała zwycięstwa różnicą dwóch goli. Teraz scenariuszy jest wiele: nawet minimalna porażka w Manaus nie musi oznaczać tragedii, pod warunkiem że Francja pokona wysoko Ekwador. – Najprostszą drogą do następnej rundy jest wygrana – zauważa Ottmar Hitzfeld.