Polska – Niemcy 2:0. Jesteśmy lepsi od mistrzów świata

Kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Polacy walczyli jak lwy i dokonali czegoś, w co nikt nie wierzył.

Publikacja: 11.10.2014 23:45

Polska – Niemcy 2:0. Jesteśmy lepsi od mistrzów świata

Foto: AFP

Wreszcie nie skończyło się na pięknych słowach o tym, że będzie pot, krew i łzy. Przez ostatnie lata słyszeliśmy to tak często, że już przestaliśmy wierzyć. Polscy piłkarze stali się obiektem drwin, żartowały z nich już nawet gospodynie domowe. Od soboty polski futbol ma inną twarz, twarz tych, którzy pokonali mistrzów świata. Eliminacje do mistrzostw Europy zaczęły nam się w najlepszy możliwy sposób, Adam Nawałka poprowadził Polskę do zwycięstwa nad rywalem, z którym nie wygraliśmy jeszcze nigdy w historii, a jego zawodnicy pokazali co to ambicja, agresja i wiara we własne możliwości. Pomogło im też szczęście, ale w takiej chwili nie ma co psuć sobie nastroju.

Obejrzyj zdjęcia

Druga połowa trwała od pięciu minut, a polscy kibice po tym, co zobaczyli w ostatnim kwadransie pierwszej, mieli prawo obawiać się tego, co wydarzy się na boisku. Raczej nie spodziewali się, że po pięknym podaniu Łukasza Piszczka prowadzenie da Polakom Arkadiusz Milik. Stadion Narodowy zawrzał tak, jak po golu Roberta Lewandowskiego w meczu z Grecją otwierającym Euro 2012. Wtedy, kiedy wydawało się, że cała piłkarska Europa będzie leżała u naszych stóp. Teraz prowadziliśmy z mistrzami świata.

Pamięć o ostatnim kwadransie pierwszej połowy była bolesna. To wtedy Niemcy zorientowali się przeciwko komu grają. Pozwolili Polakom pokazać swoje możliwości i uderzyli w najsłabsze punkty. Bramce Wojciecha Szczęsnego w krótkim czasie zagrozili sześć razy. Dwa razy Karim Bellarabi, raz Thomas Mueller, potem była jeszcze akcja Mario Goetzego i Andre Schuerrle. Bezbramkowy remis do przerwy zawdzięczaliśmy słabej skuteczności Niemców i trochę szczęściu. Polacy próbowali grać odważnie – w pierwszym składzie Adam Nawałka wystawił dwóch napastników – jednak bramce Manuela Neuera na poważnie nie zagrozili. Mistrzowie świata wydawali się mieć wszystko pod kontrolą.

To był najlepszy mecz Roberta Lewandowskiego w reprezentacji Polski. Przed spotkaniem z Niemcami opowiadał o tym, co działo się w szatni Bayernu Monachium. Piłkarze w jego nowym klubie żartowali, że remis wzięliby w ciemno. Sobotni mecz miał dla Lewandowskiego wielkie znaczenie, zaprosił do stolicy swojego kraju kolegów z drużyny, którzy celują w wygranie Ligi Mistrzów, a wielu z nich w lipcu miało na szyi złote medale mundialu.

Lewandowski nie miał się czego wstydzić, Niemców na pięknym i nowym stadionie przywitało 57 tysięcy kolorowo ubranych i uśmiechniętych kibiców. A żeby nie wstydzić się za to, co na boisku, napastnik Bayernu postanowił zagrać za kilku swoich kolegów. Ten, kto próbowałby powiedzieć, że Lewandowski znowu zagrał słabo, bo nie strzelił gola dla kadry, nie zna się na futbolu. Lewandowski zrobił dużo więcej – rozgrywał, cofał się, szarpał, przepychał, dryblował i świetnie podawał. Zrobił to, czego wymaga się od największej gwiazdy drużyny. W środę wróci do Monachium z podniesionym czołem. Poprowadził do historycznego zwycięstwa przeciętną drużynę, zdał też egzamin jako kapitan – pod nieobecność Jakuba Błaszczykowskiego nie bał się wziąć na siebie całej odpowiedzialności.

Do formy Lewandowskiego dostoswało się tylko kilku jego kolegów. Najlepsze spotkanie w reprezentacji grał także Kamil Glik. Opowieści docierające do nas z Włoch, o tym, że Polak w Torino ma taką renomę, że kibice grożą samobójstwami jeśli miałby opuścić klub, wywoływały raczej uśmiech. Glik doskonale asekurował kolegów, kilka razy sam interweniował, co ważne – bardzo czysto. Nieźle prezentował się Milik, który świetnie uwalniał się spod opieki rywali, widać było że do formy wraca też Łukasz Piszczek, którego kilka akcji w ataku przypominało te z najlepszych czasów Borussii Dortmund.

Druga połowa wykreowała nam jeszcze jednego bohatera, którego gra miała równie wielki wpływ na grę Polaków co Lewandowskiego. Szczęsny nie chciał być gorszy od swojego najlepszego przyjaciela. Bronił niesamowicie, był bezczelnie pewny siebie, dawał spokój kolegom, jakby chciał powiedzieć: "Nawet jeśli popełnicie błąd, jestem za wami i dam radę." Na dziesięć minut przed końcem szczęście dopisało i Szczęsnemu, kiedy wprowadzony kilka minut wcześniej na boisko Lukas Podolski trafił w poprzeczkę.

Sześć minut do końca meczu kibice ponownie odśpiewali hymn, na boisku Niemcy ciągle kręcili karuzelą, na której siedzieli Polacy. Grzegorz Krychowiak i Tomasz Jodłowiec nie nadążali za pomysłowością Goetzego i Kroosa, skrzydła mieliśmy szybkie, ale raczej bezmyślne. Gdyby w dwóch niezłych okazjach Kamil Grosicki włączył myślenie, moglibyśmy spokojniej czekać na ostatni gwizdek. A tak – dopiero dwie minuty przed końcem Lewandowski podał do Sebastiana Mili, który strzelił drugiego gola. Dopiero wtedy zrobiło się spokojniej. Niby Niemcy grają zawsze do końca, ale tego wieczoru Stadion Narodowy był naszym nowym kotłem czarownic.

W 2014 roku Polska pokonała Niemców w siatkówkę, piłkę ręczną, koszykówkę. Wreszcie do tego grona dołączyli futboliści. Dziękujemy.

Powiedzieli po meczu:

Łukasz Piszczek:

Myśli pan, że to może być przełomowy mecz dla tej drużyny?

Bardzo byśmy tego chcieli. Żeby to był początek czegoś dużego. Żebyśmy jeszcze bardziej uwierzyli we własne możliwości. Wiemy, że nie zagraliśmy wielkiego meczu, ale wygraliśmy z mistrzami świata i tylko to się liczy. Wreszcie pokonaliśmy Niemców, z którymi nigdy w historii nie udało nam się wygrać.

Brakowało wam takiego zwycięstwa.

Bardzo nam brakowało. Broń Boże żeby teraz nie przydarzyła nam się jakaś wpadka we wtorek ze Szkocją. Bo wtedy znowu nam będzie dużo brakowało...

Pierwsza wycieczka pod pole karne rywala i od razu asysta.

Może nie pierwsza, byłem kilka razy na ich połowie jeszcze w pierwszych 45 minutach, ale niewiele dostawałem piłek.

Co trener Adam Nawałka powiedział wam w szatni, że po pierwszej połowie, gdy byliście miażdżeni przez Niemców, udało wam się podnieść i wygrać?

Trener powiedział żebyśmy przede wszystkim uspokoili grę z tyłu i czekali na naszą szansę. I tak się stało, że już pierwszą okazję, którą mieliśmy po przerwie udało się wykorzystać. Niesamowicie nas kibice dopingowali, ich wsparcie było czuć na boisku.

To był dla pana wyjątkowy mecz?

Na pewno tak. Gram od lat w Niemczech, mam wielu kolegów, którzy dziś grali przeciwko nam. Po takim meczu z pewnością uwierzymy jeszcze bardziej w swoje możliwości, ale przestrzegałbym też przed hurraoptymizmem.

Zdążył pan wymienić jakieś uwagi z kolegami z Dortmundu?

Tak, od razu po spotkaniu chwilę porozmawiałem z zawodnikami Borussii – Matsem Hummelsem i Erikiem Durmem. Niemcy nam gratulowali, życzyliśmy sobie powodzenia w kolejnych meczach i byśmy wrócili bez kontuzji do klubu.

Wysłuchał Piotr Żelazny

 

Kamil Glik:

Może pan być dumny z tego meczu.

Jestem dumny z całej drużyny. Z nas wszystkich na boisku, z tych, którzy weszli w drugiej połowie. Wygrywamy i przegrywamy razem. Dziś pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną.

Dziś zwycięstwo trzeba było przede wszystkim wywalczyć.

Nastawialiśmy się na to, że musimy się Niemcom postawić fizycznie. Dziś nie mogło być na murawie osoby, która zagrałaby na 80 czy 90 procent, bo to by nie wystarczyło. Mam nadzieję, że będziemy potrafili utrzymać ten poziom zaangażowania we wtorkowym meczu ze Szkocją.

W naszym polu karnym co i rusz coś się działo.

Wiedzieliśmy, że ten mecz może tak wyglądać. Szczególnie po tym jak Niemcy stracili bramkę. Wiedzieliśmy, że się na nas rzucał. Wielkie piwo należy się Sebastianowi Mili, którego gol dał nam spokój i tak naprawdę zakończył ten mecz.

Mieliście momenty zwątpienia?

W pierwszej połowie Niemcy byli bardzo blisko zdobycia gola. Nie wiem czy zwątpienie jest dobrym słowem, na pewno przechodziliśmy przez chwile kryzysowe w tym spotkaniu. Niemcy stwarzali sytuację, byli większość czasu przy piłce. Staraliśmy się kontrolować nasze poczynania w defensywnie i szukać szansy w kontraatakach. I plan powiódł się w stu procentach.'

Będzie świętowanie?

Po meczach dostajemy nieco bardziej swojskie posiłki żeby się zregenerować. Pierogi, żurek. Na pewno wypijemy też piwko, żeby podbudować tę dobrą atmosferę. Teraz jest czas na to piwo, ale od jutra myślimy już wyłącznie o Szkocji. Bo to dla nas jeszcze ważniejszy mecz niż ten dzisiejszy.

Wysłuchał Piotr Żelazny

 

Grzegorz Krychowiak:

Co było kluczem do zwycięstwa?

Zagraliśmy solidny mecz, konsekwentny. Byliśmy skuteczni zarówno w ofensywie, jak i defensywie. No i wygraliśmy to spotkanie.

Jak grał Bierhoff? Dziś chyba nie wystąpił prawda?

To był zakład z Wojtkiem Szczęsnym, czy w czasie konferencji uda mi się wymienić nazwiska starych piłkarzy. Chcieliśmy wam, dziennikarzom, pokazać, że w naszej drużynie jest fajna atmosfera, że potrafimy się śmiać. Atmosfera w zespole jest bardzo ważna, jeśli lubisz zawodnika, obok którego grasz, to chcesz mu pomóc, walczyć za niego. I dziś nam ta walka jeden za drugiego sprawiała przyjemność. Moim zdaniem było to widać.

To był przełomowy mecz dla tej reprezentacji?

Tego nie wiem, myślę, że dopiero mecz ze Szkocją może nam dać odpowiedź na to pytanie. Jak wygramy ze Szkocją będziemy mieli 6 punktów w dwóch meczach z tak trudnymi rywalami. To na pewno będzie potwierdzenie, że nasz zespół jest na dobrej drodze.

Oglądając finał mistrzostw świata w Brazylii, wierzył pan, że w Warszawie to wy będziecie górą?

Lubię takie mecze. Chcę w nich udowodnić, że to ja jestem lepszy. Ale oczywiście nie do końca można porównywać reprezentację Niemiec z mistrzostw świata, z tą drużyną, z którą graliśmy dziś. Wiele czynników ma na to wpływ, kontuzje, decyzje o zakończeniu kariery reprezentacyjnej przez kilku piłkarzy. Ten zespół jest w przebudowie i to był idealny moment żeby z nimi w końcu wygrać.

Dla was piłkarzy było to zaskakujące, że decydującą bramkę strzelił Sebastian Mila, człowiek, którego wedle wielu dziennikarzy i kibiców, w tej reprezentacji w ogóle nie powinno być.

Jeżeli trener mu wysłał powołanie, to znaczy, że jest nam potrzebny. Bardzo się cieszę, że to właśnie Sebastian strzelił gola. Dzięki temu trafieniu byliśmy już spokojni o wynik meczu.

Wysłuchał Piotr Żelazny

Polska - Niemcy 2:0 (0:0)

Bramki:

A. Milik (51), S. Mila (88). Żółte kartki: Ł. Szukała, R. Lewandowski, Ł. Piszczek (Polska); J. Boateng, K. Bellarabi (Niemcy). Sędziował Pedro Proenca (Portugalia). Widzów 56 934.

Polska:

Szczęsny - Piszczek, Glik, Szukała, Wawrzyniak (84, Jędrzejczyk) - Grosicki (71, Sobota), Jodłowiec, Krychowiak, Rybus - Milik (77, Mila), Lewandowski.

Niemcy:

Neuer - Ruediger (83, Kruse), Boateng, Hummels, Durm - Kramer (71, Draxler), Kroos - Bellarabi, Goetze, Schuerrle (77, Podolski) - Mueller.

Tabela grupy D

1. Polska 2 6 9-0

2. Irlandia 2 6 9-1

3. Niemcy 2 3 2-3

4. Szkocja 2 3 2-2

5. Gruzja 2 0 1-3

6. Gibraltar 2 0 0-14

Wreszcie nie skończyło się na pięknych słowach o tym, że będzie pot, krew i łzy. Przez ostatnie lata słyszeliśmy to tak często, że już przestaliśmy wierzyć. Polscy piłkarze stali się obiektem drwin, żartowały z nich już nawet gospodynie domowe. Od soboty polski futbol ma inną twarz, twarz tych, którzy pokonali mistrzów świata. Eliminacje do mistrzostw Europy zaczęły nam się w najlepszy możliwy sposób, Adam Nawałka poprowadził Polskę do zwycięstwa nad rywalem, z którym nie wygraliśmy jeszcze nigdy w historii, a jego zawodnicy pokazali co to ambicja, agresja i wiara we własne możliwości. Pomogło im też szczęście, ale w takiej chwili nie ma co psuć sobie nastroju.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Piłka nożna
Barcelona liderem w Hiszpanii. Robert Lewandowski ma już więcej goli niż w całym ubiegłym sezonie
Piłka nożna
"Faraon Manchesteru”. Czy Omar Marmoush uratuje City?
Piłka nożna
Bundesliga. Hit w Leverkusen na remis, Bayern krok bliżej odzyskania tytułu
Piłka nożna
W Korei Północnej reżim zakazuje transmisji meczów trzech klubów Premier League
Piłka nożna
Liga Konferencji. Solidna zaliczka Jagiellonii Białystok