Anglicy i Niemcy to najwięksi przegrani europejskich pucharów. Pierwsi w ćwierćfinałach nie mają żadnej drużyny, drudzy już tylko dwie (Bayern w Lidze Mistrzów i Wolfsburg w Lidze Europejskiej). Arsene Wenger dołącza do Seppa Blattera i apeluje o zmianę zasady dotyczącej bramek strzelonych na wyjeździe, a prezes niemieckiego związku Wolfgang Niersbach ma nadzieję, że Bayern uratuje honor Bundesligi i dotrze do finału w Berlinie.
– Schalke było blisko wyeliminowania Realu, Bayer Leverkusen odpadł nieszczęśliwie po rzutach karnych, a jedynym zespołem, który nie zasłużył na awans, była Borussia – zauważa Reinhard Rauball, szef Bundesligi. Paradoksalnie, piłkarzom Juergena Kloppa może to wyjść na dobre. Rzucenie wszystkich sił na rywalizację na krajowym podwórku powinno ułatwić osiągnięcie celu: zajęcie przynajmniej szóstego miejsca, dającego przepustkę do Ligi Europejskiej (obecnie 8 pkt straty). Pierwszy z dziewięciu kroków do wykonania w sobotę w Hanowerze. Czy Borussia przypomni sobie, jak zdobywa się gole?
Kwestią czasu jest, kiedy Bayern obroni tytuł, wicemistrzostwa raczej nie odda Wolfsburg, ale walka za plecami prowadzącej dwójki zapowiada się bardzo ciekawie. Czwarty w tabeli Bayer stanie w sobotę przed szansą zrzucenia z podium Borussii Moenchengladbach (w niedzielę jedzie do Monachium). Musi zwyciężyć w Gelsenkirchen. – To mecz o sześć punktów – mówi pomocnik Leverkusen Hakan Calhanoglu.
Taką stawkę będzie też miał niedzielny klasyk na Anfield. Liverpool wygrał w Premiership pięć spotkań z rzędu i do czwartego w tabeli Manchesteru United (trzy kolejne zwycięstwa) traci tylko dwa punkty. Zespół Brendana Rodgersa jest niepokonany od grudniowego meczu na Old Trafford (0:3). – Wierzę, że stać nas na wicemistrzostwo. Zwłaszcza, że punkty gubi Manchester City – przypomina trener Liverpoolu.
Louis van Gaal zorganizował zawodnikom wewnętrzną gierkę, podczas której zabawił się w sędziego. – Zwracałem głównie uwagę na ich kontrolę nad nerwami. Chciałem w ten sposób przygotować ich do atmosfery, jaka będzie panowała na Anfield. Zbyt często tam nie wygrywaliśmy – tłumaczy 63-letni Holender i zapowiada, że odejdzie na emeryturę w 2017 roku, gdy końca dobiegnie jego umowa z Czerwonymi Diabłami. – Nie wziąłem ślubu z pracą. Jestem już stary. Chcę poświęcić więcej czasu dzieciom, wnukom i żonie. Zasługują na to. Teraz nie jestem nawet w stanie pojechać na urodziny mojego wnuka – przyznaje ze smutkiem.