Druga połowa meczu w Dublinie przypominała w wykonaniu reprezentacji Polski dość nieudolną próbę gry w rugby. Gdy tylko nasi obrońcy przechwytywali piłkę, natychmiast mocnym kopnięciem posyłali ją do przodu. Byle dalej i wyżej leciała. Jakby czekali aż Robert Lewandowski lub Arkadiusz Milik złapią ją w ręce i pobiegną wykonać przyłożenie.
Druga linia w meczu z Irlandią po prostu nie istniała, a pomocnicy mogli nabawić się urazu szyi zadzierając głowy w górę i obserwując jak piłka lata w przestworzach.
Peleton nie odjechał
- Szanuję punkt zdobyty w Irlandii, bo może się okazać bardzo ważny. Porównuję te eliminacje do wieloetapowego wyścigu kolarskiego. To był trudny etap, dostaliśmy pompką po głowie, ale peleton nam nie odjechał – barwnie porównuje Marcin Żewłakow. – Zabrakło w drugiej połowie piłkarza, który byłby w stanie przenieść grę na połowę rywala. W obronie było dobrze, Irlandczycy, podobnie jak my, tak naprawdę nie stworzyli sobie żadnej sytuacji.
O braku kreatywności w drużynie Adama Nawałki mówiło się jeszcze przed rozpoczęciem eliminacji, ale usta krytykom zamknął mecz z Niemcami. Okazało się, że selekcjoner największą słabość zespołu potrafił przemienić w atut. Mistrzowie świata atakowali, a Polacy bronili się i wyprowadzali kontry.
Można zapytać: skoro taki sposób gry okazał się skuteczny na najlepszą drużynę globu, to dlaczego nie zdał egzaminu w starciach ze słabszymi rywalami? Otóż dlatego, że z nimi trzeba jednak chwilami pograć w piłkę.
A to wychodziło słabo już w meczu ze Szkocją, trzy dni po wiktorii nad Niemcami. Wtedy wszyscy jeszcze byli oślepieni historycznym zwycięstwem i mało kto odważył się poddawać w wątpliwość pomysły selekcjonera. Następnie przyszła gładka wygrana z Gruzją (w innym ustawienieniu taktycznym – z ofensywnym środkowym pomocnikiem Sebastianem Milą w pierwszym składzie) i dopiero strata punktów w Dublinie otwiera dyskusję na nowo.
W meczu z Irlandią środkowi pomocnicy reprezentacji Polski – zawodnicy o wyjątkowo defensywnych charakterystykach – wykonali 48 prób podań (według statystyk UEFA.com). Grzegorz Krychowiak podawał 34 razy (27 celnych zagrań), a Tomasz Jodłowiec 14 (13). To zatrważająco słaby wynik.
Oczywiście porównywanie naszych zawodników do Andresa Iniesty wielkiego sensu nie ma, ale Hiszpan w niedawnym meczu Ligi Mistrzów z Manchesterem City miał 98 podań (z blisko 94 procentową skutecznością).