Czerwona kartka na wagę marzeń

- Moja drużyna nie powinna się wstydzić swojej gry. Wracamy do Stargardu Szczecińskiego z podniesioną głową - oznajmił trener Błękitnych, Krzysztof Kapuściński.

Publikacja: 10.04.2015 10:06

Rewanżowy mecz półfinałowy Pucharu Polski

Rewanżowy mecz półfinałowy Pucharu Polski

Foto: PAP/Jakub Kaczmarczyk

- Wierzyłem do końca w tych wspaniałych ludzi. Dla mnie to gladiatorzy. Wyśmienita drużyna. Jestem dumny, że mogę z nimi pracować - nie kryje szkoleniowiec największej sensacji Pucharu Polski. Jego podopieczni po raz kolejny pokazali się z doskonałej strony, mimo że w Poznaniu przegrali wysoko. - Może nie graliśmy jak równy z równym, ale przez długi czas tliła się nadzieja na awans - dodaje.

Błękitni musieli toczyć heroiczny bój, bowiem już od 30. minuty grali w osłabieniu po czerwonej kartce dla Łukasza Kosakiewicza. Do tego momentu drugoligowiec zdążył strzelić bramkę po składnej akcji i wywarł dodatkową presję na faworycie dwumeczu. Nierozważny atak obrońcy, który już wcześniej został upomniany ostrzeżeniem przez Pawła Gila, okazał się kluczowy dla losów dwumeczu. - Grając w pełnym składzie myślę, ze to mój zespół zagrałby w finale - mówi Kapuściński, który nie chciał wypowiadać się o pracy arbitra czwartkowej konfrontacji.

- Po straconej bramce Poznań wstrzymał oddech razem z nami. Skomplikowaliśmy swoją sytuację jeszcze bardziej - relacjonuje Skorża, który po meczu chwalił swoich piłkarzy. Podkreślał, że po raz kolejny zespół dobrze zareagował w kryzysowej sytuacji i potrafił szybko rozpocząć odrabianie strat. W jego opinii bez dwóch bramek strzelonych jeszcze przed zmianą stron odrobienie całej straty nie byłoby możliwe.

Aby rozstrzygnąć, który z ekip pojedzie walczyć o trofeum na Stadion Narodowy potrzebne były dwa dodatkowe kwadranse. - Puchary to puchary. To inna specyfika - kwitował krótko trener Lecha pytany wcześniej, czy w obliczu poważnych osłabień rywala jego drużyna nie powinna zdecydowanie szybciej rozprawić się z grającym dwie klasy rozgrywkowe niżej zespołem. Na potwierdzenie swoich słów przywołał przykład zza zachodniej granicy, gdzie dzień wcześniej Borussia Moenchengladbach, trzeci zespół Bundesligi, odpadł z rozgrywek pucharowych po porażce z II-ligową Arminią Bielefeld.

Po ostatnim gwizdku sędziego Błękitni padli na murawę. Wycieńczeni i świadomi utraty ogromnej szansy. Na pocieszenie pozostały im wyrazy uznania. - Nic się nie stało - skandowała liczna grupa fanów ze Stargardu Szczecińskiego, która w czwartek ustanowiła nowy rekord frekwencji na w pełni zmodernizowanym Inea Stadionie. Żadna z przyjeżdżających do Poznania ekstraklasowych drużyn nie była dotąd wspierana przez ponad 2600 kibiców. Po meczu do szatni rywali udał się również kapitan gospodarzy, który pogratulował dobrej postawy.

Finał Pucharu Polski zostanie rozegrany 2 maja w Warszawie. Rywalem poznaniaków będzie Legia Warszawa, która wyeliminowała Podbeskidzie Bielsko-Biała.

Piłka nożna
Klęska polskiej młodzieżówki. Najgorszy występ w mistrzostwach Europy do lat 21
Piłka nożna
Gareth Southgate też chętny. Zagraniczni trenerzy wysyłają CV do PZPN
Piłka nożna
Nowy selekcjoner reprezentacji Polski. Do PZPN zgłosił się nawet Miroslav Klose
Piłka nożna
Dyrektor Orlenu dla "Rzeczpospolitej": Nie komentujemy wydarzeń w PZPN
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Piłka nożna
Drzwi na mundial szeroko otwarte. Zagrają nawet Jordania i Uzbekistan