Korespondencja z Eugene
Młociarze otworzyli rywalizację na legendarnym dla amerykańskiej lekkiej atletyki obiekcie Hayward Field. Nowicki pojawił się w rzutni kilka chwil po śniadaniu, ale to był krótki dzień w biurze. Wziął młot, rzucił, spakował plecak i wrócił do hotelu. Odległość 79.22 m dała mu pewny awans do finału.
- Potraktowałem moją próbę treningowo, nie zrobiłem nawet czwartego obrotu. Całe siły szykuję na sobotę. Dobrze się czuję, jestem zdrowy, forma dopisuje - mówi Nowicki i to słowa znaczące, bo należy do ludzi rzadko z siebie zadowolonych.
Fajdka los potraktował tylko trochę łaskawiej, bo wstawać rano nie znosi, a kwalifikacje rozpoczął godzinę po Nowickim. Awans zapewnił sobie w drugiej próbie (80.09 m). - Pierwszy rzut był jeszcze zbyt delikatny, ale drugi oddałem w granicach przyzwoitości - podkreśla Fajdek.
Polak potwierdził, że na dobre przegnał demony pierwszej zmiany, które pojawiły się u niego podczas igrzysk w Rio (2016), gdy - jak kandydat do złota - nie przebrnął rozgrywanych przed południem kwalifikacji. Zapewne pomogło w Eugene także to, że stara się funkcjonować według czasu polskiego.