Anna Słojewska: Jak pokochałam olimpijski Paryż, czyli nie wierzcie internetowym trollom

Świetnie bawiłam się na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Panią Ewę Swobodę zachęcam do tego samego: nie warto zostawać w olimpijskiej wiosce.

Publikacja: 07.08.2024 13:54

Anna Słojewska: Jak pokochałam olimpijski Paryż, czyli nie wierzcie internetowym trollom

Foto: AFP

Śledziłam zmagania polskich lekkoatletów na wybrakowanych, bo zbojkotowanych przez Zachód, igrzyskach w Moskwie w 1980 roku, oglądałam wszystkie mecze reprezentacji Polski na mundialu w Hiszpanii w 1982 roku, a w 1994 roku, w czasie olimpiady zimowej w Lillehammer, nie odchodziłam od telewizora, gdy legendarny norweski narciarz Bjoern Daehlie biegł po swoje kolejne medale. Uwielbiałam oglądać sport, ale poza meczami mistrzowskiej w latach 80. ubiegłego wieku drużyny koszykówki Górnika z mojego rodzinnego miasta Wałbrzycha właściwie nigdy niczego ważnego nie zobaczyłam na żywo. I pewnie nic by tego bilansu nie zmieniło, gdyby nie dzieci. Mam dwóch synów i nie tylko wysyłam ich na różne zajęcia sportowe, ale też chcę w nich zaszczepić pasję do oglądania sportu. Gdy w ubiegłym roku po raz pierwszy oglądaliśmy razem w telewizji lekkoatletykę na mistrzostwach świata w Budapeszcie, nasz dom wypełniały krzyki rozentuzjazmowanych kibiców.

Dlaczego polskie portale internetowe straszą Paryżem

Nie od razu jednak wpadłam na pomysł pojechania na zawody do Paryża, chociaż to igrzyska najbliższe Brukseli, gdzie mieszkam, i przez wiele lat już na pewno lepszej okazji zobaczenia nie będę miała. Uznałam, że to pewnie strasznie drogie i bardzo męczące. No bo wiadomo: kolejki, kontrole, zakazy. Szczególnie w kraju tak obawiającym się ataków terrorystycznych jak Francja. Dosłownie na kilka dni przed rozpoczęciem igrzysk przeczytałam w belgijskiej prasie, że można jeszcze kupować bilety, bo organizatorzy celowo wszystkiego nie sprzedali od razu i codziennie rano pojawiają się jakieś okazje. Zalogowałam się na oficjalną stronę i w interesującym mnie terminie znalazłam wieczorną sesję lekkoatletyczną z finałami m.in. 100 m kobiet i sztafetą mieszaną 4x400 m. Ta druga jest dla nas superinteresująca. Dlaczego? O tym jeszcze napiszę.

„Chyląca się ku upadkowi Francja na pewno nie będzie w stanie sprawnie zorganizować igrzysk...”. A im bardziej rzeczywistość pokazuje, że jest do tego zdolna, tym bardziej my tę rzeczywistość zakrzywiamy

Im bliżej wyznaczonych dni, tym bardziej byłam przejęta. Wymarłe miasto, nie sposób chodzić po centrum, brudna Sekwana i wszechobecny strach przed atakami terrorystycznymi – czytałam na popularnych polskich portalach z wiadomościami sportowymi. Z tych doniesień przebijała satysfakcja, którą często widzę w polskich mediach, głównie tych internetowych, z niepowodzeń lub rzekomych niepowodzeń tych bogatszych i bardziej rozwiniętych państw Zachodu. Ten nasz kompleks szczególnie wybrzmiewa wobec Francji, czego najlepszym przykładem była wypowiedź wiceministra PiS sprzed kilku lat o tym, jak to Francuzi nie powinni się na nas oburzać za zerwany kontrakt na zakup caracali, bo uczyli się od nas jeść widelcem. A więc oczywiście upajamy się sukcesami skrajnej prawicy, a teraz też lewicy we Francji, z lubością donosimy o powszechnych tam strajkach i niewywożonych śmieciach czy o zamieszkach i podpalonych samochodach na imigranckich przedmieściach Paryża. „Chyląca się ku upadkowi Francja na pewno nie będzie w stanie sprawnie zorganizować igrzysk...”. A im bardziej rzeczywistość pokazuje, że jest do tego zdolna, tym bardziej my tę rzeczywistość zakrzywiamy.

Igrzyska olimpijskie w Paryżu: zawody na ulicach miasta

Wielka, imponująca uroczystość otwarcia igrzysk, po raz pierwszy zorganizowana na ulicach miasta i na jego rzece – ludzie mokną, bo nie ma ochrony przed deszczem, a całą Sekwanę trzeba było odgrodzić barierkami. Po raz pierwszy triatloniści mają pływać w rzece miejskiej – wyliczamy miliony euro wydane na nie do końca satysfakcjonujące wyczyszczenie tej rzeki, a potem robimy nagłówki z incydentalnego przypadku, gdy jeden z zawodników wymiotował kilka razy i to jakiś czas po wyjściu z wody. Co – jak sam przyznał – było efektem skrajnego zmęczenia, a nie zatrucia się wodą z Sekwany. Zawody BMX i deskorolki na specjalnie wybudowanych trasach przy placu Concorde – odgradzamy centralny punkt miasta. Tymczasowa pływalnia w dzielnicy La Défense – zdaniem polskich zawodników za płytka, choć oczywiście normy MKOl spełnia. Po raz pierwszy w historii wyścig szosowy w dużej części zorganizowany po historycznych ulicach metropolii – to niebezpieczne dla kolarzy i znów wymagające zamknięcia znacznej części miasta...

Czytaj więcej

Kołsut: Niepoprawna, czasami wulgarna. Dlaczego Polska kocha Ewę Swobodę?

Francuzi postanowili przywrócić igrzyska ludziom, umieścić je w ważnych punktach swojej stolicy też po to, żeby cały świat mógł zobaczyć w przekazach telewizyjnych, jaka jest ona imponująca. Ale to też źle, bo tylko się chwalą, a przez to sportowcom i kibicom będzie niewygodnie. Bo jak zapewnić komfort i bezpieczeństwo w wielkim mieście? No i jeszcze wiadomo, że wielkie miasta krajów zachodnich, inaczej niż nasza Warszawa, nie są bezpieczne dla kobiet. Nawet Ewa Swoboda, polska sprinterka, pytana, czy będzie zwiedzać Paryż po zakończonej już rywalizacji, odpowiedziała, że nie. Bo jako samotna kobieta nie czułaby się bezpiecznie, więc pozwiedza wioskę olimpijską ze swoim bratem. 

Ewa Swoboda może wyjść z wioski olimpijskiej – zachęcam

Pani Ewo, proszę się nie bać. A wszystkim innym powiem, że Francuzom ta impreza, z punktu widzenia kibica, udała się fenomenalnie. Wyobraźcie sobie tylko igrzyska, na których możecie w ciągu dnia zwiedzać Muzeum Orsay z imponującą kolekcją impresjonistów (to nawet dzieci lubią), a wieczorem przemieścić się w niecałą godzinę metrem prosto na stadion, żeby podziwiać najlepszych biegaczy. I sprawnie wyjść z tego stadionu późnym wieczorem z falą tysięcy kibiców, profesjonalnie i szybko kierowanych do odjeżdżających co dwie minuty pociągów metra. Albo przespacerować się na wzgórze z bazyliką Sacré Coeur i z pikniku na trawie oglądać spektakularny wyścig kolarski z panoramą Paryża w tle. Bez żadnych aktów wandalizmu, w przyjaznym tłumie, ze świetnie zorganizowaną logistyką i sympatycznymi oraz uczynnymi wolontariuszami.

Moment, gdy tuż przed oczami moich dzieci Remco Evenepoel, genialny kolarz belgijski, po raz trzeci wspina się na wzgórze Montmartre, już jako samotny lider, a rozentuzjazmowany tłum kibiców belgijskich, i nie tylko, zgodnie krzyczy „Remco, Remco!”, długo będę pamiętać. I sam Remco Evenepoel pewnie też, a nawet bardziej ten moment, gdy staje za linią mety, stawia rower przed sobą i krzyżuje ręce na piersiach w geście triumfu po zdobyciu drugiego już złota na tych igrzyskach. A za nim spektakularna panorama z wieżą Eiffla.

Paryżanie żyją igrzyskami

Do tego dołożę paryżan: sympatycznych – wbrew obiegowym opiniom – i przeżywających te igrzyska. Wystarczyło w aptece czy przy kasie metra wspomnieć Léona Marchanda, czterokrotnego złotego medalistę w pływaniu, czy Teddy’ego Rinera, najbardziej utytułowanego dżudokę, a już rozświetlały im się twarze.

Miałam jeszcze wrócić do sztafety mieszanej 4x400 m. Nie przypadkiem wybraliśmy tę sesję. Od tego biegu zaczęło się zainteresowanie moich dzieci lekkoatletyką, gdy rok temu w Budapeszcie prowadząca na ostatniej zmianie reprezentantka Holandii Femke Bol potknęła się i upadła na kilka metrów przed metą, grzebiąc szansę swoją i kolegów z drużyny na medal, może nawet złoty. Zdążyła się zrehabilitować na koniec mistrzostw, gdy w spektakularny sposób na finiszu sztafety 4x400 m kobiet pokonała zawodniczki Wielkiej Brytanii i Jamajki.

Czytaj więcej

Femke Bol bije rekordy. Latająca Holenderka pisze historię

Czekaliśmy na nią w Paryżu i się nie zawiedliśmy. Gdy na ostatniej zmianie wystartowała na dalekim czwartym miejscu, trochę straciłam nadzieję, tym bardziej że wcześniej w kwalifikacjach amerykańska sztafeta pobiła rekord świata na tym dystansie. Ale myśleliśmy, może chociaż brąz, może srebro... Darliśmy się wniebogłosy, krzycząc na przemian „Holland” i „Femke”, a ta połykała kolejne zawodniczki i dobiegła na metę pierwsza. Kosmiczny finał i niepodrabialny błysk szczęścia w oczach moich dzieci, że były świadkami tak niebywałego wyczynu.

Przemysław Babiarz nie zauważa zwycięzców

Belg Remco Evenepoel czy Holenderka Femke Bol jako idole polskich dzieci? A gdzie patriotyczne wychowanie? – zapyta ktoś. Gdy we wspomnianym już biegu rok temu w Budapeszcie holenderska sztafeta kobieca zdobywała złoto, relacjonujący te zawody w TVP Przemysław Babiarz nawet tego nie zauważył. Krzyczał tylko: „Polska – szóste miejsce, Jamajka – pierwsza”. Komentujący razem z nim Sebastian Chmara wtrącił: „Nie Jamajka, Holandia”. Na co Babiarz odpowiedział: „Holandia, przepraszam, patrzyłem na Polki”. Jeśli ten tak wychwalany za swój rzekomy profesjonalizm dziennikarz sportowy w biegu uznanym za największy hit imprezy emocjonuje się wyłącznie szóstym miejscem Polek i nawet nie zauważa genialnego wyczynu zwyciężczyni, to czego spodziewać się po internetowych portalach udających, że relacjonują igrzyska w Paryżu?

Śledziłam zmagania polskich lekkoatletów na wybrakowanych, bo zbojkotowanych przez Zachód, igrzyskach w Moskwie w 1980 roku, oglądałam wszystkie mecze reprezentacji Polski na mundialu w Hiszpanii w 1982 roku, a w 1994 roku, w czasie olimpiady zimowej w Lillehammer, nie odchodziłam od telewizora, gdy legendarny norweski narciarz Bjoern Daehlie biegł po swoje kolejne medale. Uwielbiałam oglądać sport, ale poza meczami mistrzowskiej w latach 80. ubiegłego wieku drużyny koszykówki Górnika z mojego rodzinnego miasta Wałbrzycha właściwie nigdy niczego ważnego nie zobaczyłam na żywo. I pewnie nic by tego bilansu nie zmieniło, gdyby nie dzieci. Mam dwóch synów i nie tylko wysyłam ich na różne zajęcia sportowe, ale też chcę w nich zaszczepić pasję do oglądania sportu. Gdy w ubiegłym roku po raz pierwszy oglądaliśmy razem w telewizji lekkoatletykę na mistrzostwach świata w Budapeszcie, nasz dom wypełniały krzyki rozentuzjazmowanych kibiców.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Aryna Sabalenka rozpędza się. Iga Świątek odpoczywa
Sport
Dynastia z Manchesteru chce więcej. Czy City zdobędą piąty z rzędu tytuł mistrza Anglii?
Sport
Igrzyska w Los Angeles. Jakie nowe dyscypliny? Co zrobić z tenisem, a co z boksem?
Sport
Eliminacje Ligi Konferencji. Legia z piekła do nieba, a Wisła w drugą stronę
Sport
Nie żyje Waldemar Marszałek. Wybitny sportowiec miał 82 lata
Materiał Promocyjny
Citi Handlowy kontynuuje świetną ofertę dla tych, którzy preferują oszczędzanie na wysoki procent.