Choć minęło już ćwierć wieku od tej niezapomnianej wojny, pamiętam ją, jakby to było wczoraj. Trzeba tylko jeszcze przypomnieć, że sześć miesięcy wcześniej w nowojorskiej Madison Square Garden Andrzej Gołota, brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Seulu (1988) i niepokonany wówczas zawodowiec, dawał lekcję boksu Riddickowi Bowe, byłemu mistrzowi świata wagi ciężkiej, wciąż uważanemu za najlepszego w królewskiej kategorii, by ostatecznie zostać zdyskwalifikowanym za ciosy poniżej pasa.
Awantura, która rozpętała się po tym, przeszła do historii boksu. Kumple Bowe'a zaatakowali w ringu Gołotę, rozcinając mu głowę wielkim jak cegła telefonem, a poza ringiem polscy kibice bili się wściekle ze zwolennikami byłego czempiona. Dantejskie sceny z mekki zawodowego boksu pokazywały telewizje całego świata, a Gołota stał się najbardziej rozpoznawalnym polskim sportowcem w USA.
Czytaj więcej
Podnoszenie ciężarów i boks mogą zniknąć z igrzysk. Problemy tradycyjnych dyscyplin to dla ruchu olimpijskiego okazja, żeby kokietować młodzież.
Nic dziwnego, że rewanżu w Atlantic City oczekiwano z ogromnym zainteresowaniem i jednocześnie obawą, czy sytuacja się nie powtórzy.
Komentowaliśmy ten pojedynek z Przemkiem Saletą i było to przeżycie wyjątkowe. Przecieraliśmy przecież szlaki, był to pierwszy polski komentarz walki bokserskiej w Ameryce z miejsca zawodów. Stawką walki Gołota – Bowe nie był wprawdzie tytuł mistrzowski, ale zwycięstwo Polaka gwarantowało mu kontrakt z telewizją HBO wart 15 mln dolarów. Wokół ringu nie brakowało prominentnych gości, jednym z nich był przyszły prezydent USA Donald Trump, który stawiał na wygraną Gołoty. Słynny trener Muhammada Alego, Angelo Dundee, którego odwiedziliśmy wcześniej z Przemkiem na Florydzie, gdzie obserwowaliśmy ostatnie sparingi Gołoty, też twierdził, że wygra były pięściarz warszawskiej Legii.