Stefan Szczepłek: Polska - Estonia 5:1. Pierwszy dzień wiosny

5:1 to jest mniej więcej taki wynik, jakiego można się było spodziewać. Powinno być jeszcze więcej bramek, nie powinniśmy natomiast stracić tej jednej.

Publikacja: 21.03.2024 23:16

Przemysław Frankowski

Przemysław Frankowski

Foto: PAP/Leszek Szymański

Strzelone bramki cieszą, ale nie ma się co podniecać. Zmierzyliśmy się z jedną z najsłabszych europejskich reprezentacji, więc rozmiary zwycięstwa mówią o różnicy poziomów. O grze mniej.

To zrozumiałe, że Polacy mieli przewagę, bo Estończycy nie byli w stanie utrzymać piłki, więc także zorganizować akcji. Wybijali piłkę aby dalej, przejmowali ją Polacy i zaczynali oblężenie. I tak w kółko.

Czytaj więcej

Polacy rozbili Estonię i grają o awans! Takiego meczu dawno nie było

Nie wychodziło im to najlepiej, bo atak pozycyjny nie należy do ulubionych ćwiczeń na zajęciach polskiej szkoły futbolu. Oblężenie oczywiście było groźne, to trudno żeby było inaczej, jeśli podaje się piłkę w pobliżu linii pola karnego. Ale trudno powiedzieć, żeby składało się z szybkich, zaskakujących podań, mogących zmusić Estończyków do błędu.

Sytuacja zmieniła się dopiero po przerwie, kiedy na zmęczonych Estończyków, grających w dodatku w osłabieniu przez prawie godzinę wyszło paru świeżych polskich piłkarzy.

Fakt, że żadnej z pięciu bramek nie zdobył ani jeden z trzech obecnych na boisku napastników, z Robertem Lewandowskim włącznie, też o czymś świadczy. Jest nad czym pracować.

Nie bardzo też można zrozumieć jak bardzo rozkojarzona była nasza drużyna, że prowadząc 5:0 dała sobie wbić gola. Przeciwnik dopiero drugi raz znalazł się w pobliżu naszej bramki i o razu wiedział co zrobić z piłką. A obrońcy stali i patrzyli, czy Martin Vetkal trafi w bramkę. Trafił. Dobrze, że nie miało to większego znaczenia.

Baraże Euro 2024. We wtorek trudny mecz z Walią

Zgodnie z oczekiwaniami awansowaliśmy więc do następnej fazy baraży i we wtorek zmierzymy się w Cardiff z Walią. To będzie zupełnie inny mecz niż dziś. Walia nie będzie wybijała piłki na oślep, wykorzysta każdy nasz błąd i nie będzie popełniała takich błędów, jak Estonia.

W kontekście tego pojedynku dzisiejszy był jedynie mało znaczącą próbą, nie dającą trenerowi zbyt dużo materiałów do przemyśleń. Poza tym, że wie jak który zawodnik porusza się po boisku. Ale jak tych zawodników ze sobą zestawić? Miałbym problem.

Czytaj więcej

Baraże o Euro 2024. Polscy piłkarze poznali finałowego rywala

Ponieważ jednak Walia na swoim stadionie będzie wielokrotnie atakować, przy stracie piłki, co wcześniej czy później na pewno się przydarzy, stworzy nam szansę na kontratak. Ulubioną formę gry Polaków. A wtedy rozczarowany dziś Lewandowski może jeszcze raz zostać bohaterem.

Może to proste i naiwne kalkulacje, ale pierwszy dzień wiosny upoważnia do optymizmu.

Strzelone bramki cieszą, ale nie ma się co podniecać. Zmierzyliśmy się z jedną z najsłabszych europejskich reprezentacji, więc rozmiary zwycięstwa mówią o różnicy poziomów. O grze mniej.

To zrozumiałe, że Polacy mieli przewagę, bo Estończycy nie byli w stanie utrzymać piłki, więc także zorganizować akcji. Wybijali piłkę aby dalej, przejmowali ją Polacy i zaczynali oblężenie. I tak w kółko.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Bayern - Real. Cztery gole i cztery minuty, które wstrząsnęły półfinałem Ligi Mistrzów
Piłka nożna
Jan Urban: Szkoda, że Robert nie trafił na lepszy okres Barcelony
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Lewy się kończy. Ale ogląda się to przyjemnie
Piłka nożna
Barcelona - Valencia. „Zbawca Robert Lewandowski”. Hiszpańska prasa o hat tricku Polaka
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Czy kibice pomogą Bayernowi pokonać Real?
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO