Stefan Szczepłek: Dlaczego Legia Warszawa przegrywa i lekceważy przeciwników

Legia Warszawa przegrała cztery ligowe mecze z rzędu i to już nie jest przypadek. Przypadkiem było zwycięstwo nad Zrinjskim Mostar. Problem ma zespół, ale i klub. Poczucie własnej wartości nie powinno iść w parze z brakiem szacunku dla przeciwnika.

Publikacja: 30.10.2023 14:37

Legia przegrała ze Stalą Mielec 1:3

Legia przegrała ze Stalą Mielec 1:3

Foto: PAP/Leszek Szymański

Gdyby tak prezentowała się jakakolwiek inna drużyna, mówiłoby się, że taka jest piłka. Ale do Legii przykłada się inną miarę. Do niedawna stołeczny klub odnosił zwycięstwo za zwycięstwem, a dziennikarze nieukrywający, że są jego kibicami, pisali bezrefleksyjnie hagiograficzne teksty o zawodnikach i trenerze.

Nic nie mam do trenera Kosty Runjaicia, który pracuje w Warszawie równie dobrze jak w Szczecinie z Pogonią, ale zastanawiam się, czy jest wartością dodaną. Legia ma przecież w składzie dobrych zawodników, którzy jednak bardzo często zawodzą jako zespół.

Czytaj więcej

Legia wymęczyła zwycięstwo w Mostarze

Dlaczego Legia Warszawa przegrywa mecz za meczem

Warszawiacy jeszcze niejeden mecz wygrają i przegrają, ale przestano się ich bać, bo grają schematycznie. A w innych klubach też są trenerzy oraz sztaby fachowców, mniej znanych i słabiej opłacanych niż w Warszawie, ale wcale nie gorszych. Analiza gry Legii nie nastręcza im nadmiernych kłopotów.

Wiadomo, że wszystko kręci się wokół Josue, niewątpliwie znakomitego technicznie, potrafiącego jak bodaj nikt inny w lidze podać w nieoczekiwany sposób i tam, gdzie chce. Ale i on ma swoje ograniczenia. Łatwo go wyprowadzić z równowagi, a kiedy drużyna przegrywa i potrzebny jest lider, on się wycofuje. Tak było choćby w niedzielę, przy stanie 2:0 dla Stali Mielec. Ostatecznie Legia uległa znacznie biedniejszemu, niżej notowanemu rywalowi 1:3.

Aż dziesięć drużyn w ekstraklasie straciło w tym sezonie mniej bramek niż Legia. Rzadko z winy bramkarza

Kiedy Josue ma piłkę, poda do Bartosza Slisza, a on mu ją odda. To także wiadomo. Przewidywalne są takie zagrania, ataki po skrzydle Pawła Wszołka - akurat często skuteczne - czy dośrodkowania Patryka Kuna. A gole dla Legii padają zazwyczaj, kiedy Tomas Pekhart czy Blaż Kramer wyskoczą wyżej niż obrońcy lub Ernest Muci popisze się kolejnym udanym strzałem. Więcej w tym jednak indywidualnego błysku niż wypracowanych na treningach akcji. Kiedy coś jest przewidywalne, to łatwiej temu zapobiec.

A ponieważ linia obrony - grająca ciągle w innym zestawieniu - zachowuje się tak, jakby niczego nie ćwiczyła, okazuje się, że strat w meczu może być więcej niż zysków. Aż dziesięć drużyn w ekstraklasie straciło w tym sezonie mniej bramek niż Legia. Rzadko z winy bramkarza.

Czytaj więcej

Gianni Infantino znów niewinny, ale to jeszcze nie koniec

Do tego dochodzi coś, co istnieje w DNA Legii: odwieczne przekonanie o swojej wyższości. Przed laty takie poczucie dawała opieka wojska, teraz - pieniądze znacznie większe niż w każdym innym polskim klubie.

Kiedyś nie lubiano poza Warszawą Legii, bo sprowadzała niemal każdego dobrego zawodnika pod pretekstem służby wojskowej. Teraz nie lubi się jej, bo daje odczuć swoją wyższość, wynikającą nie tylko z bogatej, ponad stuletniej historii, adresu oraz osiągnięć, ale i pozycji materialnej. Także biznesmeni, muszący robić z Legią interesy (m.in. dotyczące tenisa), mówią, że to nie jest przyjemne. "My jesteśmy Legia" pobrzmiewa w takiej czy podobnej formie często, co oznaczać pozycję uprzywilejowaną w negocjacjach.

Dlaczego Legia Warszawa lekceważy swoich przeciwników

Legia poszła w tym samym kierunku, co inne zawodowe kluby piłkarskie. Jej działalność jest obliczona na zysk, więc każda droga do celu jest dobra. Akademia Legii hoduje młodych piłkarzy, żeby mieć z nich w przyszłości pożytek, a nie żeby oni mieli przyjemność z gry. Bez skrupułów łamie się im kręgosłupy, arbitralnie stwierdzając, kto ma talent, a kto się nie nadaje. Robert Lewandowski też może coś na ten temat powiedzieć.

Opowieści młodych chłopców i ich trenerów z różnych drużyn, które spotykały się w rozgrywkach z młodą Legią, nie stawiają jej w korzystnym świetle

Wmawia się dzieciom, że są lepsze, bo są z Legii, a Legia musi być najlepsza. I może nie byłoby w tym niczego złego, bo jest to jedna z dróg do budowania pewności siebie, gdyby nie szła za tym buta. Poczucie własnej wartości nie powinno iść w parze z brakiem szacunku dla przeciwnika. Opowieści młodych chłopców i ich trenerów z różnych drużyn, które spotykały się w rozgrywkach z młodą Legią, nie stawiają jej w korzystnym świetle.

Taka sytuacja trwa i przenosi się od juniorów po pierwszą drużynę. Legia w Ekstraklasie przegrywa między innymi dlatego, że przeciwników lekceważy. Wydaje się jej, że nie musi się wysilać aby wygrać, a potem bywa za późno. Później piłkarze zaś się dziwią i sprawiają wrażenie, jakby niczego nie rozumieli. Przekazują jedynie, że jak zwykle wszyscy są przeciw nim: boisko, sędziowie, kibice na obcych stadionach, policja, PZPN i UEFA. Skoro nie ma refleksji, to nie może być poprawy.

Czytaj więcej

Ekstraklasa. Legia - Raków 1:2. Szczyt, ale niezbyt wysoki

Wydaje się, że to wszystko rozlazło się do tego stopnia, że i trenerzy przestali nad wszystkim panować. Runjaić, dyrektor sportowy Jacek Zieliński oraz kilku ich współpracowników, niezależnie od tego, że mogą się w swoich wyborach mylić, zdają się twardo stąpać po ziemi. Ale piłkarze wiedzą lepiej. Zmiana trenera, o której słychać zawsze wtedy, kiedy dzieje się coś złego, wcale nie musi oznaczać poprawy.

Kosta Runjaić na świeczniku. Czy Legia Warszawa zmieni trenera

Legia słynie z takich decyzji, co kompetencje szefów stawia pod znakiem zapytania. Nie można mówić o stabilizacji, jeśli w ciągu ostatnich dziesięciu lat na Łazienkowskiej pracowało dwunastu trenerów. A prawdziwi legioniści, związani z klubem i mieszkający w stolicy, zostali niemal wypędzeni. Dziś Śląsk Wrocław prowadzony przez Jacka Magierę jest liderem tabeli, a niedawno pokonał Legię 4:0. Aleksandar Vuković dobrze sobie radzi w Piaście Gliwice. W Legii uważano, że są na ten klub za słabi. Ricardo Sa Pinto, Czesław Michniewicz czy Romeo Jozak mieli być lepsi.

Przy takiej częstotliwości zmian trudno budować stabilną konstrukcję. Marek Papszun pracował w Rakowie siedem lat, w czasie których przeprowadził go z drugiej ligi do mistrzostwa i Pucharu Polski. Po drodze pokonał Legię, i to niejeden raz. Tomasz Tułacz wywalczył z Puszczą Niepołomice awans do Ekstraklasy po ośmiu latach pracy.

Czytaj więcej

Kamil Kołsut: Co zmiana rządu oznacza dla polskiego sportu: wygrają igrzyska czy chleb?

Legia uchodzi w biznesie za wzór skuteczności. Potrafi wykorzystać pozycję, gotowa wejść w alians z każdym, kto może pomóc jej przynieść pieniądze. Warto dać pozycję w zarządzie klubu doradcy premiera Mateusza Morawieckiego, żeby czerpać z tego profity. Szefowie klubu Dariusz Mioduski i Marcin Herra są bardzo kulturalnymi, inteligentnymi ludźmi. Nie wiem jakie mają poglądy polityczne (Herra został szefem państwowej spółki przygotowującej mistrzostwa Europy za rządów Platformy Obywatelskiej), ale nie tylko im nie przeszkadza, że współpracują z zaufanym PiS-owskiego premiera, ale są z tego zadowoleni. Bo to dla materialnego dobra klubu, który nie ma barw politycznych.

Kibicom też to nie przeszkadza. Oni żyją swoim życiem. Na trybunie tworzą drugi mecz, robiący duże wrażenie często, a na gościach zawsze. Jednak wielu zawodników Legii, prywatnie mówi od lat to, czego nie odważą się powiedzieć publicznie: jednostajne śpiewy i hasła „Żylety” mogą dawać satysfakcję kibicom, ale nam nie pomagają. Kiedy sytuacja na boisku układa się nie po myśli piłkarzy, potrzebny jest doping.

A kiedy Legia mecz przegra, trzeba jeszcze pójść pod trybunę, żeby podziękować kibicom za to, że gwizdali i wysłuchać opinii na swój temat. Miło nie jest, a wyjścia nie widać.

Gdyby tak prezentowała się jakakolwiek inna drużyna, mówiłoby się, że taka jest piłka. Ale do Legii przykłada się inną miarę. Do niedawna stołeczny klub odnosił zwycięstwo za zwycięstwem, a dziennikarze nieukrywający, że są jego kibicami, pisali bezrefleksyjnie hagiograficzne teksty o zawodnikach i trenerze.

Nic nie mam do trenera Kosty Runjaicia, który pracuje w Warszawie równie dobrze jak w Szczecinie z Pogonią, ale zastanawiam się, czy jest wartością dodaną. Legia ma przecież w składzie dobrych zawodników, którzy jednak bardzo często zawodzą jako zespół.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Myśleli, że sprowadzili byłego piłkarza Barcelony. Przyjechał jego bliźniak, który grał w Polsce?
Piłka nożna
Pożegnanie Kyliana Mbappe z Paryżem. Były gwizdy i cisza
Piłka nożna
Bayer Leverkusen śrubuje niesamowity rekord. Czy zakończy sezon bez porażki?
Piłka nożna
Mistrza Anglii poznamy dopiero w ostatniej kolejce. Arsenalowi pomóc może Tottenham
Piłka nożna
Lech - Legia, szczyt komedii w Ekstraklasie. Za kuriozalnymi scenami trudno było nadążyć