NBA: Gra o pierścienie na wysokości

Denver Nuggets walczą o mistrzostwo z Miami Heat. Takiego finału ligi NBA nie spodziewał się nikt.

Publikacja: 02.06.2023 03:00

Jimmy Butler (z prawej), lider Miami Heat, bywa nazywany synem Michaela Jordana, bo kocha zwyciężać

Jimmy Butler (z prawej), lider Miami Heat, bywa nazywany synem Michaela Jordana, bo kocha zwyciężać i nie boi się brać na siebie odpowiedzialności w kluczowych momentach

Foto: MATTHEW STOCKMAN / GETTY IMAGES NORTH AMERICA / Getty Images via AFP

Ściślej – nikt nie spodziewał się obecności w finale drużyny z Florydy. Jej podróż była imponująca, zwieńczona pokonaniem Boston Celtics po heroicznym, siedmiomeczowym boju. Heat prowadzili nawet 3:0, ale potem przegrali trzy kolejne spotkania. Rywale mogli jako pierwsi w historii odrobić taką stratę, ale zespół z Miami pozbawił ich złudzeń.

Heat już w pierwszej rundzie play-off pokazali, że będą groźni, pokonując najlepszych w Konferencji Wschodniej Milwaukee Bucks. Nie potrzebowali do tego siedmiu meczów, tylko zaledwie pięciu, a mówimy o drużynie, która w sezonie zasadniczym spisywała się co najwyżej przeciętnie, bo zakończyła rozgrywki z bilansem 44 zwycięstw oraz 38 porażek.

Czytaj więcej

NBA. Wielka gra zaczyna się w kwietniu

Najkrótsza odpowiedź o tajemnicę sukcesu zawierałaby się w nazwisku lidera. Jimmy Butler bywa nazywany synem Michaela Jordana, bo kocha zwyciężać, nie boi się brać na siebie odpowiedzialności w kluczowych momentach i tak jak Jordan traktuje pewne sprawy osobiście.

Kiedy w meczach z Celtics Grant Williams miał mu coś do powiedzenia, Butler uśmiechnął się z politowaniem, a potem w kilku kolejnych akcjach sam zdobywał punkty, ogrywając rywala w akcjach jeden na jeden tak, jakby bawił się w koszykówkę uliczną.

Ma 33 lata, ale wciąż nie zdobył mistrzowskiego pierścienia i chce to zmienić. – Wiem, jaką pracę w to włożyliśmy i do czego jesteśmy zdolni. Nie gramy po to, żeby wygrać Konferencję Wschodnią. Gramy, żeby wygrać wszystko – mówił po pokonaniu Celtics.

Czytaj więcej

LeBron James. Król wstępuje na tron

Nie ma obok siebie innych gwiazd. Bam Adebayo, Kyle Lowry czy Tyler Herro (kontuzjowany, może zdąży wrócić) to świetni koszykarze, ale o sile drużyny stanowi raczej grupa bohaterów nieoczywistych, jak Caleb Martin (26 pkt w siódmym meczu z Bostonem). Jego i kilku innych graczy Heat nie było nawet w drafcie, czyli nie doceniono ich talentu. Nic sobie z tego nie robią.

Trener Miami Erik Spoelstra po raz szósty zameldował się w finałach NBA. Dwa razy wygrywał mistrzostwo z Heat, ale to było dekadę temu. Wtedy miał dream team z LeBronem Jamesem. Teraz jest zupełnie inaczej, ale tym bardziej – niezależnie od końcowego wyniku – trzeba docenić kunszt Spoelstry, którego wielu już dziś uważa za najlepszego obecnie trenera w NBA.

Mierzą się z nimi Denver Nuggets, którzy awansowali do finału po raz pierwszy. Bywali w ostatnich latach blisko. Grali pięknie jak nigdy, przegrywali jak zawsze. Tym razem, oprócz świetnego sezonu zasadniczego (pierwsze miejsce w Konferencji Zachodniej, bilans 53-29), zaliczyli też świetne play-off. Rywali odprawiali z łatwością. Na ostatniej prostej pewnie, do zera, pokonali Los Angeles Lakers z LeBronem Jamesem.

Zachwyca przede wszystkim Nikola Jokić (ostatnio w superlatywach opowiadał o nim Novak Djoković w Paryżu), który gra tak, jakby uprawiał bardzo łatwy fach. Dwukrotny MVP ligi ma imponujące osiągnięcia indywidualne (średnia prawie 30 pkt, 13 zbiórek i 10 asyst w play-off) i pozytywnie wpływa na grę kolegów, a skala talentu w jego drużynie jest niezmierzona.

Jamal Murray w play-off zdobywa blisko 28 punktów na mecz, Aaron Gordon był gwiazdą w Orlando Magic, a Michael Porter Jr. liderowałby wielu innym drużynom. Zespół prowadzi trener Mike Malone, który od ośmiu lat wykonuje dobrą pracę. Skautem Nuggets od dekady jest Rafał Juć, który trafił tam jako 20-latek, a dziś odgrywa czołową rolę przy wskazywaniu wartościowych graczy spoza NBA.

Nuggets mają jeszcze jedną przewagę. Denver leży na wysokości jednej mili (1609 m n.p.m, stąd określenie „Mile High City”). Wszyscy, którzy grali w pięknym otoczeniu Gór Skalistych, potwierdzają, że to ma znaczenie, bo człowiek szybciej się męczy. Nikt w tegorocznych play-off jeszcze w stolicy Kolorado nie wygrał, a właśnie dwoma meczami na tym obiekcie rozpoczyna się walka o mistrzostwo.

Problem ekipy z Denver to długa przerwa przed finałami. Drużyna wypadła z rytmu – ostatni półfinał od finału dzieliło dziesięć dni, podczas gdy rywale przystąpili do gry prawie z marszu.

Mistrzem zostanie drużyna, która wygra cztery mecze. Nuggets są zdecydowanym faworytem dziennikarzy i bukmacherów. Heat się nie przejmują, byli już przecież skreślani wiele razy.

Transmisje w Canal+ Sport

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej”

Ściślej – nikt nie spodziewał się obecności w finale drużyny z Florydy. Jej podróż była imponująca, zwieńczona pokonaniem Boston Celtics po heroicznym, siedmiomeczowym boju. Heat prowadzili nawet 3:0, ale potem przegrali trzy kolejne spotkania. Rywale mogli jako pierwsi w historii odrobić taką stratę, ale zespół z Miami pozbawił ich złudzeń.

Heat już w pierwszej rundzie play-off pokazali, że będą groźni, pokonując najlepszych w Konferencji Wschodniej Milwaukee Bucks. Nie potrzebowali do tego siedmiu meczów, tylko zaledwie pięciu, a mówimy o drużynie, która w sezonie zasadniczym spisywała się co najwyżej przeciętnie, bo zakończyła rozgrywki z bilansem 44 zwycięstw oraz 38 porażek.

Pozostało 86% artykułu
0 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Koszykówka
Afera bukmacherska w USA. Gwiazdy NBA tańczą z diabłem
Koszykówka
Jeremy Sochan w reprezentacji Polski. Pomoże nam obywatel świata
Koszykówka
Marcin Gortat na świeczniku. Docenił go nawet LeBron James
Koszykówka
Jeremy Sochan pomoże reprezentacji i zagra w Polsce. Zabierze nawet kucharza
Koszykówka
NBA. Jeremy Sochan lepszy od Brandina Podziemskiego. Zdobył 20 punktów