To dodało mu takiej pewności siebie, że kilka tygodni temu zaczepił Kevina Duranta, który w trakcie sezonu przeniósł się właśnie do Phoenix Suns. Dwukrotnego mistrza i najlepszego zawodnika finałów oskarżył o to, że zawsze dołączał do innych gwiazd, a sam nie potrafił poprowadzić kolegów do zwycięstw.
Antetokounmpo musi się spiąć i wyciągnąć z kłopotów Milwaukee Bucks – najlepszą drużynę sezonu zasadniczego. Bucks już w pierwszym meczu stracili przewagę własnego parkietu, przegrywając z Miami Heat 117:130. Grecki skrzydłowy grał tylko 11 minut, poturbowany przez Kevina Love’a, ale Heat też ponieśli straty – nadgarstek złamał świetny strzelec za trzy punkty Tyler Herro. Błyszczał za to 33-letni Jimmy Butler, który grał niemal bez odpoczynku i zdobył 35 punktów.
Do walki o pierwsze mistrzostwo stanął też Joel Embiid (Philadelphia 76ers), czyli kolejny koszykarz, który notuje fantastyczne osiągnięcia indywidualne, ale nie potrafi zainspirować kolegów. Właśnie drugi raz z rzędu został królem strzelców całej ligi, ale do tej pory dotarł tylko do półfinałów Konferencji Wschodniej i to nawet wtedy, gdy jego drużyna ruszała z pierwszego miejsca po sezonie zasadniczym.
Skoro tak opornie idzie koszykarzom w sile wieku, to może znowu sprawy w swoje ręce wezmą weterani? Na pewno spróbują Los Angeles Lakers, którzy grają coraz lepiej. Przez pierwszą część sezonu byli jednym z największych rozczarowań ligi i przedmiotem żartów. Kibice liczyli niecelne rzuty Russella Westbrooka, wypominali nierówną formę Anthony’ego Davisa, zżymali się na fatalną obronę drużyny złożonej z weteranów.
Cierpliwość tracił też 38-letni LeBron James, który głośno mówił w mediach, że jest rozczarowany. W lutym, kiedy Lakers byli niemal na dnie, zajmując 13. miejsce, nastąpił przełom. Oddali Westbrooka do Utah Jazz i wybór w drafcie, a w zamian otrzymali trzech bardzo dobrych graczy i dziś należą do najlepszych w lidze. Czasu było mało, więc dali radę wspiąć się tylko na siódme miejsce w Konferencji Zachodniej, jednak z taką formą nie można ich skreślać.
Statystyki, w których lubują się Amerykanie, nie dają im wielkich szans, bo od 2003 roku, gdy gra się do czterech zwycięstw od początku fazy play-offów, tylko raz drużyna z siódmego miejsca przeszła dalej. Gracze Lakers zapewniają jednak, że się tym nie przejmują, i na razie wygląda na to, że rzeczywiście tak jest. Wygrali pierwszy mecz z Memphis Grizzlies 128:112, a LeBron James wreszcie nie musiał dźwigać wszystkiego na swoich barkach. Najlepszymi strzelcami drużyny z Los Angeles byli rezerwowy Rui Hachimura i Austin Reaves. Tego drugiego nikt nie wybrał w drafcie do NBA, ale teraz kibice Lakers nie wyobrażają sobie składu bez niego. Wydaje się, że w drużynie wreszcie panuje dobra atmosfera.