Zdecydowanym faworytem pojedynku w Las Vegas był 32-letni Alvarez, król kategorii superśredniej. On sam twierdził, że znokautuje 40-letniego Gołowkina, mistrza świata niższej kategorii, i tym samym utnie wszelkie dyskusje na temat ich dotychczasowej rywalizacji.
Zdaniem ekspertów ich pierwszy pojedynek w 2017 roku powinien wygrać Gołowkin (był remis), a w drugim, rozegranym rok później, gdzie za zwycięzcą uznano Alvareza, sprawiedliwszy byłby remis.
Czytaj więcej
Stawką sobotniej trzeciej walki Saula Alvareza z Giennadijem Gołowkinem w Las Vegas będą wszystkie mistrzowskie pasy w wadze superśredniej i miliony dolarów. Faworytem jest Meksykanin.
Do zamknięcia trylogii prawdopodobnie by nie doszło, gdyby nie tegoroczna porażka Alvareza z Rosjaninem Dmitrijem Biwołem, mistrzem wagi półciężkiej. Zwolennicy Gołowkina po cichu liczyli, że Kazach wykorzysta szansę i będzie kolejnym, który pokona rudego wojownika z Guadalajary.
Tak się nie stało, poza kilkoma rundami, w których „GGG” był równorzędnym rywalem „Canelo”, starszy o osiem lat Kazach przeszedł obok walki. Meksykanin też nie dążył za wszelką cenę do wygranej przez nokaut, który obiecywał. – Gołowkin jest piekielnie twardy, odporny na ciosy, szybko więc zrozumiałem, że czeka mnie 12 rund – tłumaczył później.