Nadzieje przed tym pojedynkiem były ogromne. Ward to przecież ostatni, amerykański złoty medalista olimpijski (Ateny 2004), niepokonany od 20 lat.
Długo królował w wadze superśredniej, ale gdy w tym roku przechodził do wyższej kategorii, zastanawiano się, czy poradzi sobie z tak niebezpiecznym rywalem jak Rosjanin Kowaliow, podobnie jak on niepokonanym na zawodowych ringach, posiadaczem trzech mistrzowskich pasów – WBA, IBF, WBO w wadze półciężkiej.
Ale walka w Las Vegas nie była wielkim widowiskiem. Ward wygrał szczęśliwie, jest mistrzem trzech organizacji, choć wciąż powinien nim być Kowaliow. Kto wie, może zapisany w kontrakcie rewanż spełni oczekiwania w większym stopniu niż pełen znaków zapytania pierwszy bój.
W kategorii półciężkiej pas WBC należy do Adonisa Stevensona, Kanadyjczyka urodzonego na Haiti. Nie brakuje głosów, że to on jest najlepszym w tej wadze, ale musi to udowodnić i włączyć się wreszcie do gry o pozostałe tytuły, które są w rękach Warda.
Kto, jeśli nie Amerykanin, zasługuje na miano najlepszego boksera mijającego roku? Jego rodak Terence Crawford, Ukrainiec Wasyl Łomaczenko, Kazach Giennadij Gołowkin czy lider klasyfikacji bez podziału na kategorie wagowe Roman Gonzalez z Nikaragui?