Trzydniowy mecz w hali Palexpo w Genewie ponownie przypomniał, jak ciekawy może być drużynowy tenis, gdy opakuje się go w efektowną oprawę, doda kilka gwiazd i zadba o właściwą promocję.
Wymyślona przez Federera i wspólników impreza znów świetnie się sprzedała, w dodatku wynik rozstrzygnął się dopiero w ostatnim meczu Aleksandra Zvereva z Milosem Raonicem (Niemiec wygrał po mistrzowskim tie-breaku przy stanie 1:1 w setach), specyficzna punktacja sprzyjała takim emocjom.
Choć to wydarzenie wciąż mieści się między ambitną pokazówką, a zwykłym turniejem ATP Tour, to na poziom sportowy nikt nie narzekał. Uczestnicy grali na serio, Europa wygrała wprawdzie po raz trzeci (dwa lata temu w Pradze było 15:9, rok temu w Chicago 13:8) ale wynik 13:11 słusznie podpowiada, że rywalizacja tym razem była wyrównana, Reszta Świata prowadziła w niedzielę już 11:7.
Zverev zdobył zwycięskie 3 punkty, ale można było chwalić prawie wszystkich, nawet jeśli ze względu na kontuzję Nadal nie zagrał w deblu z Federerem. Kapitanowie Bjorn Borg i John McEnroe też dołożyli swoją ekspresję i widomo, że będą pełnić swe role również za rok.
Publiczność wykupiła wszystkie bilety i dostała interesujące zderzenie gry dojrzałych mistrzów oraz bardzo zdolnej młodzieży po obu stronach siatki. Jak pisali komentatorzy: Laver Cup to połączenie Ryder Cup, finałów ATP oraz finałów NextGen ATP w jednym.