Golf: Agonia w forsycjach

Anglik Danny Willett został nowym mistrzem Masters. Grał w Auguście świetnie, lecz pomogła mu nagła katastrofa lidera Jordana Spietha na 12. dołku

Aktualizacja: 11.04.2016 10:29 Publikacja: 11.04.2016 08:49

Golf: Agonia w forsycjach

Foto: AFP

Będzie się o tych wydarzeniach opowiadać długie historie. Najpierw o tym, że Spieth zaczął finałową rundę doskonale, w jej połowie miał już wynik -7 (po drodze jeden bogey i pięć razy birdie, w tym cztery kolejne od szóstego do dziewiątego dołka), co oznaczało, że wyprzedzał kolejnego golfistę już o pięć uderzeń.

Partner Spietha w ostatniej grupie, Smylie Kaufman, szybko stał się tłem tego solowego popisu, groźniejsi rywale szli nieco wcześniej, z racji poprawy pogody wyniki były dobre, ale dogonić lidera długo nikt nie potrafił, publiczność już widziała swojego mistrza i wiwatowała przy każdym jego kroku, gdy szedł w szpalerze z 9. na 10. dołek.

Pierwsze oznaki nerwów Jordana pojawiły się na trudnych dołkach numer 10 i 11. Bogey po bogeyu, dwa punkty straty, ale nawet wtedy wydawało się, że umiejętności golfisty z Teksasu obronią go przed kolejnymi wpadkami, nawet jeśli goniący trochę się zbliżyli.

I przyszedł dołek numer 12 o nazwie „Golden Bell", czyli forsycja. Par 3, długość 155 jardów, najkrótszy na polu Augusta National. Krótki, nie znaczy łatwy, od lat ma groźną sławę, bo leży w obszarze o nazwie Amen Corner, zależnie od pogody, zwłaszcza siły i kierunku wiatru, trzeba tam grać różnymi kijami, miejsca do położenia piłki jest bardzo mało między trzema piaskowymi bunkrami i dość szerokim potokiem (Rae's Creek), przez który wiedzie kamienny mostek (Ben Hogan Bridge) do greenu.

Pierwszy strzał Spietha – do wody, poprawka – także plusk połączony z wyrwaniem z pola potężnej ilości darni. Trzeci strzał, już trochę desperacki, do bunkra za greenem. Dopiero czwarty pod flagę i piąty do dołka. Licząc z dwiema karami za wodę – siedem uderzeń, czyli cztery powyżej par. Agonia zamiast triumfu.

W tym czasie Danny Willett spokojnie walczył, wedle swego mniemania, tylko o drugie miejsce z kolegą Lee Westwoodem, ale za chwilę tablica wyników pokazała nagłą zmianę: lider spada na czwarte miejsce, prowadzi Willett: -4, za nim Westwood -3, potem Amerykanin Dustin Johnson -2 i wreszcie Spieth z kilkoma innymi golfistami po -1.

Trzeba oddać obrońcy tytułu: dzielnie próbował odrobić stratę. Birdie na 13. dołku, birdie na 15., jakaś wątła nadzieja może się tliła w sercu, choć widać było dobrze, że Jordan Spieth gra z rozpaczą wypisaną na twarzy. Bogey na 17. dołku oznaczał jednak koniec marzeń, ból porażki trzeba było przeżyć do końca, choć dla każdego innego golfisty dzielone drugie miejsce oznaczało ogromny sukces.

Willett, 28-letni syn wikarego i nauczycielki z Rotherham dostał szansę, jaką otrzymuje się może raz w życiu. Zielona marynarka pojawiła się w zasięgu ręki. Golfista dał radę nie tylko grać do końca wedle normy, ale poprawił wynik do -5 (runda 67), żadnych dogrywek i dodatkowych stresów, choć czekanie na Spietha w domku klubowym trochę się przyszłemu mistrzowi dłużyło. Skracał je rozmową telefoniczną z żoną.

Historia zwycięstwa Danny'ego Willetta zaczęła się w zasadzie 30 marca, gdy sportowiec został ojcem. Gdyby los zdecydował, że potomek urodzi się nieco później, golfista miał już przygotowaną informację, że rezygnuje z przyjazdu do Augusty. Skoro jednak Zachariah James Willett przyszedł na świat w terminie, ta bajka mogła się wydarzyć.

Dumny ojciec jest drugim Anglikiem, który wygrywa Masters (pierwszym był Sir Nick Faldo) i pierwszym Europejczykiem od 1999 roku. Zaczynał turniej jako 12. golfista rankingu światowego, wygrał piąty turniej zawodowy, będzie znacznie wyżej, choć jeszcze nie pierwszej trójce.

Za plecami Willetta przez krótką chwilę toczyła się także walka Westwooda i Johnsona o spełnienie największych marzeń, ale obaj dość szybko musieli się poddać. Lee Westwood nadal pozostaje tym, który już kilka razy zajmuje drugie miejsce w turnieju wielkoszlemowym, choć nikt nie zaprzeczy, że zasługuje choć na jeden triumf. Grał razem z Willettem, są kolegami, więc przynajmniej miał najlepsze miejsce do oglądania zwycięzcy i mógł pierwszy mu gratulować.

Spieth przyznał po grze, że nigdy wcześniej nie przeżył tak trudnych chwil na polu, że ostatnie pół godziny to była ciągła trauma, która wcale się nie skończyła z ostatnim puttem, gdyż trzeba było jeszcze nałożyć na ramiona nowego mistrza zieloną marynarkę, widzieć jego radość i być jeszcze długo w światłach reflektorów, kiedy chciało się schować w najciemniejszym kącie.

Powiedział także, że popełnił błąd, gdy po 9. dołku postanowił zmienić plan gry na bardziej zachowawczy, że przestraszył się serii doskonałych zagrań i uznał, że może nieco zwolnić tempo, co, być może, stało się źródłem katastrofy.

Niezwykły turniej Masters w roku 80. edycji przeszedł do historii trochę inaczej, niż zakładano, ale właśnie w tym jego urok. Z trójki, która miała rządzić w Auguście: Spieth, Jason Day i Rory McIlroy, tylko ten pierwszy miał wielki, nawet największy udział w czterodniowym dramacie, pozostali zajęli dzielone 10. miejsce, które, choć dobre, sławy wielkiej nie przynosi.

Odrobina surrealizmu, jaka towarzyszyła w niedzielę najważniejszym strzałom na polu Augusta National, dotyczyła także innych scen – na dołku numer 16 (par 3) Shane Lowry tańczył z radości po trafieniu do celu za jednym strzałem, a chwilę po nim to samo osiągnięcie powtórzył kapitan reprezentacji USA w Pucharze Rydera – Davis Love III.

Jakby tego było mało, Louis Oosthuizen, znów na szesnastce, też miał hole-in-one, w dodatku jego piłka najpierw trafiła na greenie piłkę partnera JB Holmesa i dopiero po odbiciu od niej wtoczyła się do dołka. Czegoś takiego w kronikach Wielkiego Szlema jeszcze nie widziano: ani trzech asów na jednym dołku w jednej rundzie, ani bilardowych wbić na zielonej trawie.

Można tylko powtarzać za chórem komentatorów Masters 2016: ten turniej pięknie dowiódł raz jeszcze – golf nie jest i nigdy nie będzie nudny.

> Masters 2016. Augusta (USA). Augusta National GC (7435 jardów, par 72). Klasyfikacja końcowa:
1. D. Willett (Anglia) -5 (70+74+72+67) 283;
T2. L. Westwood (Anglia) -2 (71+75+71+69) 286;
T2. J. Spieth (USA) -2 (66+74+73+73) 286;
T4. P. Casey (Anglia) -1 (69+77+74+67) 287;
T4. J. B. Holmes (USA) -1 (72+73+74+68) 287;
T4. D. Johnson (USA) -1 (73+71+72+71) 287;
T7. M. Fitzpatrick (Anglia) E (71+76+74+67) 288;
T7. S. Kjeldsen (Dania) E (69+74+74+71) 288;
T7. H. Matsuyama (Japonia) E (71+72+72+73) 288;
T10. J. Rose (Anglia) +1 (69+77+73+70) 289;
T10. D. Berger (USA) +1 (73+71+74+71) 289;
T10. R. McIlroy (Irlandia Płn.) +1 (70+71+77+71) 289;
T10. B. Snedeker (USA) +1 (71+72+74+72) 289;
T10. J. Day (Australia) +1 (72+73+71+73) 289.

Będzie się o tych wydarzeniach opowiadać długie historie. Najpierw o tym, że Spieth zaczął finałową rundę doskonale, w jej połowie miał już wynik -7 (po drodze jeden bogey i pięć razy birdie, w tym cztery kolejne od szóstego do dziewiątego dołka), co oznaczało, że wyprzedzał kolejnego golfistę już o pięć uderzeń.

Partner Spietha w ostatniej grupie, Smylie Kaufman, szybko stał się tłem tego solowego popisu, groźniejsi rywale szli nieco wcześniej, z racji poprawy pogody wyniki były dobre, ale dogonić lidera długo nikt nie potrafił, publiczność już widziała swojego mistrza i wiwatowała przy każdym jego kroku, gdy szedł w szpalerze z 9. na 10. dołek.

Pozostało 89% artykułu
0 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Iga Świątek pójdzie w ślady Sereny Williams?
Sport
Minister sportu Ukrainy: Rosyjscy sportowcy, którzy nie popierają inwazji na Ukrainę, powinni zmienić narodowość
Sport
Giro d’Italia. Tadej Pogacar marzy o dublecie Giro-Tour
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle