Belgia pokonała debiutującą w mistrzostwach świata Panamę, którą wspierała w Soczi duża, kolorowa i rozśpiewana grupa kibiców. Nawet 20 minut przed końcem, gdy Belgowie trzymali futbolówkę w okolicach pola karnego rywali, i widać było, że druga bramka dla Czerwonych Diabłów jest tylko kwestią czasu, grupa kibiców z Panamy tańczyła, śpiewała i grała na bębnach.
Chwilę później Romelu Lukaku rozpoczął jednak powolne wykańczanie nieźle broniących się przez ponad godzinę Panamczyków. Najpierw Kevin De Bruyne dośrodkował, a napastnik Manchesteru United uderzył mocno głową i pokonał Jaime Penedo, a sześć minut później będąc sam na sam z bramkarzem ładnie wykończył akcję przerzucając piłkę nad rywalem.
I chociaż było wiadomo, że jeśli Belgowie strzelą pierwszego gola, to Panama nie będzie już im w stanie się przeciwstawić, a kwestią czasu będą kolejne trafienia, to jednak kibice drużyny z Beneluksu nie wykazali się cierpliwością. W pierwszej połowie, po kolejnej serii podań między trzema stoperami, które nie posuwały akcji nawet o centymetry do przodu, zaczęły się gwizdy, do których chętnie przyłączyli się oczekujący spektaklu kibice neutralni i fani Panamy.
Zespół Roberto Martineza w pierwszych 45 minutach dochodził do sytuacji, ale nie dominował, nie potrafił zepchnąć Panamy do rozpaczliwej obrony. Nie potrafił kilkoma szybkimi podaniami rozmontować skomasowanej obrony. Kevin De Bruyne głównie podawał do tyłu, Eden Hazard nie był tym szarżującym skrzydłowym z Chelsea, który w lidze potrafi przedrzeć się przez każde zasieki.
Dlatego kamień musiał spaść Belgom z serca, gdy Dries Mertens z Napoli już dwie minuty po rozpoczęciu drugiej połowy zdobył w końcu pierwszego tego popołudnia gola.