Próg nie był wysoki – na liście startowej 45 skoczków, skoro w pierwszej serii konkursu mistrzowskiego jest 40 miejsc, to wystarczyło wyprzedzić pięciu rywali i awans gotowy. Stoch wyprzedził trzech: Ronana Lamy Chappuisa, Michaiła Maksimoczkina i Sebastiana Klingę, z całym szacunkiem – wcześniej wygrywał z nimi zawsze i wszędzie.
W czwartek wszystko poszło nie tak – odbicie za płaskie, za bardzo w przód, krótki lot i bezradne lądowanie – 134,5 m na mamuciej skoczni to jednak wstyd. Polski mistrz po raz kolejny tej zimy zszedł ze skoczni ze spuszczoną głową, bez chęci podzielenia się refleksjami nad beznadzieją swoich skoków.