Puchar Rydera. Czas wzruszeń

Marco Simone Golf Club pod Rzymem czeka na przyjęcie najlepszych golfistów Europy i USA. W piątek zaczyna się mecz o Puchar Rydera – czas wzruszeń, jakich gdzie indziej już nie ma.

Publikacja: 29.09.2023 03:00

Puchar Rydera. Czas wzruszeń

Foto: AFP

Przy nazwie ma numer 44, dla Polaków mistyczny, dla świata kolejny, który wyznaczył czas i okoliczności historyczne. Idea rywalizacji jest prosta – 12 wybrańców z jednej strony, 12 z drugiej reprezentuje, jak rzadko w golfie zawodowym, nie siebie, lecz kontynenty.

Grają co dwa lata (na przemian w Europie i Stanach) przez trzy dni. W piątek i sobotę rozegrają sesje gry parami, w sumie 16 spotkań. W finałową niedzielę 12-ki staną do gry jeden na jednego.

Czytaj więcej

Pech Adriana Meronka. Piłka w modrzewiu zniweczyła szanse na grę w Pucharze Rydera

Do wzięcia jest zatem 28 punktów, drużyna, która zgromadzi co najmniej 14,5, wygrywa. Jeśli zaś będzie remis, to złocisty puchar, dziś o niemierzalnej wartości, ufundowany prawie 100 lat temu przez londyńskiego kupca nasiennego Samuela Rydera, pójdzie znów w ręce Amerykanów, gdyż dwa lata temu wygrali u siebie w Whistling Straits aż 19:9 i mają prawo zatrzymania trofeum do następnego starcia.

W Ryder Cup gra się inaczej niż w zwykłym turnieju zawodowym – nie liczy się sumy wszystkich uderzeń z czterech rund, ale walczy w każdym z 28 meczów o dołki. Kto wygra ich więcej, zdobywa duży punkt dla drużyny. Parami gra się na dwa sposoby. Pierwszy – foursomes, gdy partnerzy naprzemiennie uderzają jedną piłkę. Drugi – fourball, gdy każdy z czwórki gra własną piłką, ale do porównania wyników zalicza się tylko lepszy rezultat z pary.

W zasadzie tyle wystarczy wiedzieć, by zrozumieć istotę rywalizacji, chociaż golfiści widzą i czują w spotkaniach o stary puchar o wiele więcej. Widzą gwiazdy pól golfowych z obu stron Atlantyku, które na czas tego starcia przestają być indywidualistami i – rzecz prawdziwa – stają się drużyną. Widzą ich zaangażowanie, które – absolutnie wyjątkowo – nie jest opłacane milionami dolarów. Owszem, warunki darmowego pobytu na znakomitym polu i w wielogwiazdkowym hotelu (z partnerkami życiowymi), są godne zazdrości tak samo jak menu posiłków i obsługa wokół, ale na takich przyjemnościach się kończy. Wygrani wiozą do domu jedynie dumę.

Czytaj więcej

Polak robi karierę w świecie golfa

Wyjątkową atmosferę tworzą też dawne sławy golfa, czasem jako kapitanowie i osoby wspomagające, czasem w roli magnesów dla publiczności. W tę środę główną atrakcją – poza trwającą od wtorku serią konferencji prasowych ze wszystkimi uczestnikami, kapitanami i wicekapitanami – był w Marco Simone GC Mecz Gwiazd.

Odmiennie niż w głównym meczu podziału wedle kontynentów nie było, chociaż drużynom przewodzili rywale sprzed lat: Szkot Colin Montgomerie i Amerykanin Corey Pavin. Widzowie zobaczyli, jak obok siebie grają 24-krotny mistrz wielkoszlemowy Novak Djoković, piłkarze Andrij Szewczenko i Gareth Bale, kierowca Formuły 1 Carlos Sainz, zawodowy surfer Leonardo Fioravanti, były zdobywca Super Bowl Victor Cruz, wreszcie gwiazda Hollywood Kathryn Newton oraz gwiazda nowych czasów Garrett Hilbert z Dude Perfect, jeden z największych na świecie twórców treści sportowych i komediowych w internecie, mający 12 milionów obserwujących na Instagramie i 18 milionów na TikToku.

Jak się ich ogląda i słucha, to też się dostrzega, że Ryder Cup nic nie traci ze swej magii i siły przyciągania, nawet jeśli golfiści w Polsce doskonale wiedzą, że w niebieskich barwach ze złotymi gwiazdkami powinien zagrać także Polak – Adrian Meronk – i że jego nieobecność to może być największy błąd angielskiego kapitana Luke’a Donalda.

Meronka nie ma, ale polscy kibice golfa przyjechali, bo mimo poczucia krzywdy, jakie wciąż tli się w ich sercach, golfowej Europy zostawić bez wsparcia znad Wisły nie można. Kto chce się przekonać, niech włączy kanały sportowe Polsatu (Extra i Fight) od piątku do niedzieli – zapewne polski doping dostrzeże.

Wydarzenia ze środy, a także czwartku, gdy w Marco Simone GC odbyła się finałowa runda Junior Ryder Cup (trzeba dbać o przyszłe kadry) i uroczyste otwarcie dorosłego RC’23, to tylko wydłużony prolog tego, co zacznie się w piątek. Właściwie prolog zaczął się już w 1978 roku, gdy projektantka mody Laura Biagiotti i jej mąż Gianna Cigna kupili pochodzący z XI wieku zamek Marco Simone wraz z otaczającymi terenami w Guidonii, kilkanaście kilometrów od centrum Rzymu (z widokiem na Bazylikę św. Piotra przy dobrej pogodzie), i parę lat później zlecili budowę pola golfowego.

Pani Laura i jej mąż nie doczekali obecności Pucharu Rydera w Italii, ale ich dzieło podjęła dziedziczka, pani Lavinia Biagiotti, i to ona wraz z rządem i Włoskim Komitetem Olimpijskim doprowadziła z uśmiechem rzecz do końca, bijąc oferty Niemców i Austriaków. W końcu Ryder Cup to nie tylko piłki w dołkach wbijane w obecności 80 tysięcy widzów na polu i milionów przed telewizorami, ale – jak twierdzą ekonomiści – bardzo konkretne przychody w euro w wielu branżach, w tym przypadku z modową i turystyczną na czele.

Przy nazwie ma numer 44, dla Polaków mistyczny, dla świata kolejny, który wyznaczył czas i okoliczności historyczne. Idea rywalizacji jest prosta – 12 wybrańców z jednej strony, 12 z drugiej reprezentuje, jak rzadko w golfie zawodowym, nie siebie, lecz kontynenty.

Grają co dwa lata (na przemian w Europie i Stanach) przez trzy dni. W piątek i sobotę rozegrają sesje gry parami, w sumie 16 spotkań. W finałową niedzielę 12-ki staną do gry jeden na jednego.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Inne sporty
Rozbić bank u ubogiego krewnego. Ile zarabia Bartosz Zmarzlik?
Inne sporty
3. edycja Superbet Rapid & Blitz. Do Warszawy przyjechały największe gwiazdy
szachy
Radosław Wojtaszek: Szachy bez Rosji niczego nie tracą
szachy
Radosław Wojtaszek wraca do formy. Arcymistrz najlepszy w Katowicach
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Szachy
Święto szachów i hitowe transfery w Katowicach