Rz: Czy można być szczęśliwszym niż pan tuż po tak spektakularnym sukcesie Kamila Stocha?
Stefan Horngacher: Nie wiem, może i nie. To był ciężki dzień dla nas wszystkich. Próbowaliśmy koncentrować się tylko na ważnych rzeczach, ale nie było to łatwe przy tak dużej wrzawie wokół Kamila i przy tak dużej presji. Skoki Kamila nie były idealne. W serii próbnej spisał się naprawdę dobrze, ale skoki konkursowe były trochę słabsze, a dla mnie stresujące. Ale Kamil wygrywa, nawet nie oddając perfekcyjnych skoków, a to naprawdę duży komfort. Na pewno jesteśmy teraz najszczęśliwszą ekipą skoczków narciarskich na świecie.
Który skok Kamila w Bischofshofen kosztował pana więcej nerwów?
Bez wątpienia pierwszy. Kiedy w pierwszej próbie popełnisz błąd, może to powodować stres w drugiej. Skok był jednak w porządku, od początku prowadził i potem byłem już spokojniejszy. Dla mnie nie miało znaczenia, czy wygra cztery konkursy, czy nie. A jego zwycięstwo w turnieju było już raczej pewne.
Przed próbą Dawida Kubackiego w drugiej serii obniżył pan dla niego belkę. Wyszło na to, że nie była to dobra decyzja...