Horngacher: Widzieliście, że śpiewałem

Austriacki trener polskich skoczków o zwycięstwie Kamila Stocha i nauce naszego hymnu.

Aktualizacja: 07.01.2018 21:18 Publikacja: 07.01.2018 20:46

Horngacher: Widzieliście, że śpiewałem

Foto: AFP

Rz: Czy można być szczęśliwszym niż pan tuż po tak spektakularnym sukcesie Kamila Stocha?

Stefan Horngacher: Nie wiem, może i nie. To był ciężki dzień dla nas wszystkich. Próbowaliśmy koncentrować się tylko na ważnych rzeczach, ale nie było to łatwe przy tak dużej wrzawie wokół Kamila i przy tak dużej presji. Skoki Kamila nie były idealne. W serii próbnej spisał się naprawdę dobrze, ale skoki konkursowe były trochę słabsze, a dla mnie stresujące. Ale Kamil wygrywa, nawet nie oddając perfekcyjnych skoków, a to naprawdę duży komfort. Na pewno jesteśmy teraz najszczęśliwszą ekipą skoczków narciarskich na świecie.

Który skok Kamila w Bischofshofen kosztował pana więcej nerwów?

Bez wątpienia pierwszy. Kiedy w pierwszej próbie popełnisz błąd, może to powodować stres w drugiej. Skok był jednak w porządku, od początku prowadził i potem byłem już spokojniejszy. Dla mnie nie miało znaczenia, czy wygra cztery konkursy, czy nie. A jego zwycięstwo w turnieju było już raczej pewne.

Przed próbą Dawida Kubackiego w drugiej serii obniżył pan dla niego belkę. Wyszło na to, że nie była to dobra decyzja...

Podjęliśmy ryzyko. Dawid miał szansę, żeby stanąć na podium. Spróbowałem ją wykorzystać i się nie udało, choć wcześniej wiele razy taki ruch, gdy to ja wciskałem guzik, a inni nie, opłacał się nam. Dla Dawida nie miało znaczenia, czy będzie na czwartym, czy na szóstym miejscu. Liczyło się tylko to, by powalczyć o trzecie.

Żartowaliśmy, że zrobił to pan celowo, żeby ułatwić Kamilowi czwarte zwycięstwo.

Już po pierwszej serii było jasne, że wygra. Prawie zawsze, kiedy Stoch prowadzi na półmetku, kończy zawody na pierwszej pozycji.

Który moment 66. TCS był dla pana najważniejszy?

Pierwszy skok Kamila w Oberstdorfie. Miał za sobą bardzo słabe kwalifikacje, o czym dziś chyba nikt już nie pamięta. Potem w serii próbnej w beznadziejnych warunkach uzyskał tylko 112 metrów. I ten skok w pierwszej serii, ten, który dał mu dobre miejsce, był najistotniejszy.

Co jest większym osiągnięciem dla trenera – mieć trzech skoczków w czołowej czwórce turnieju, jak przed rokiem, czy jednego niesamowitego Kamila?

Jedna i druga sytuacja jest dobra. My mamy jednego zawodnika absolutnie przed wszystkimi, ale dobrze jest też mieć wielu skoczków w czołówce, tak jak Norwegowie. Jedno i drugie cieszy trenera.

Sven Hannawald pogratulował Kamilowi jako jeden z pierwszych, dotrzymał obietnicy, którą dał w trakcie turnieju. Spodziewaliście się, że pojawi się obok Stocha już na zeskoku w Bischofshofen?

Od 2002 roku, gdy Sven wygrał wszystkie konkursy, minęło sporo czasu. Potem nikomu się to nie udawało, a teraz dokonał tego Kamil i teraz takich niezwykłych skoczków jest dwóch. Może wkrótce dołączy do nich trzeci, zobaczymy, jak szybko okaże się to możliwe.

Czy przed turniejem wierzył pan, że Stoch może dokonać czegoś takiego?

O, nie. Absolutnie o tym nie myślałem. Moim celem było wprowadzenie Kamila na podium, bo to wydawało się realistycznym celem po Engelbergu.

Zna pan polski hymn? Po zawodach w Bischofshofen odegrano go dwukrotnie – honorując zwycięstwo Stocha w konkursie i potem w całym turnieju.

Tak, widzieliście przecież, że śpiewałem. Trochę ćwiczę. Czasem się gubię, ale kiedy jest ze mną Grzesiek Sobczyk (asystent Horngachera – przyp. red.), z jego pomocą radzę sobie całkiem nieźle.

A wie pan, o czym śpiewa?

Nie bardzo. Pracuję nad tą częścią, której się nauczyłem. Cóż, skoro to wasz hymn, to jego słowa na pewno są ważne.

Czy wyobraża pan sobie, jaka będzie teraz presja na panu i na Kamilu przed igrzyskami w Pjongczang?

Czasem jest na tobie presja, bo jesteś słaby, a czasem ciąży dlatego, że jesteś dobry. My się jednak nie przejmujemy i robimy swoje, koncentrujemy się na swojej pracy, na treningach i konkursach. Nie dajemy się rozpraszać temu, co przychodzi z zewnątrz.

Teraz będzie trochę czasu na odpoczynek?

Wykorzystamy każdą minutę, żeby odpocząć. W kolejnym tygodniu mamy loty narciarskie i już myślę o tym, co mogę zrobić, żeby dobrze nam poszło. Loty to trochę co innego niż skoki. Muszę znaleźć sposób, by każdy z moich zawodników dobrze wypadł. — rozmawiał w Bischofshofen Grzegorz Wojnarowski, WP Sportowe Fakty

Powiedzieli

Adam Małysz, dyrektor PZN ds. skoków

Miałem nadzieję, że Kamil będzie walczył o podium, ale nie spodziewałem się, że będzie aż tak mocny. Tego chyba nikt się nie spodziewał. Nawet sam Kamil. Jego moc zobaczyłem już po wygranej w Oberstdorfie. To jedna z trudniejszych skoczni i jeśli ktoś tam wygrywa, potem ma dużo łatwiej. Po upadku Freitaga Kamil miał wielką przewagę, więc na pewno był już spokój. On zresztą potrafi przekuć zdenerwowanie w pozytywną bombę i to jest jego wielką siłą. Nie psuje skoków, nawet jak w Bischofshofen pierwszy spóźnił, to i tak poleciał najdalej. Był najlepszy również wtedy, gdy trener obniżał mu belkę. Gdy rywale na spokojnie sobie wszystko przeanalizują, to dopiero będą w szoku. Kamil fizycznie wciąż jest bardzo mocny, a do tego doszła jeszcze siła mentalna. Kibice spierają się o to, który z nas jest najlepszym polskim skoczkiem w historii. Dla mnie to głupie. Jak ja mogę teraz porównywać się do Kamila?

Sven Hannawald, zwycięzca turnieju z roku 2002

Kiedy uścisnąłem Kamila tuż po konkursie, poczułem, że jest potwornie zmęczony. Zaimponował mi tym, jak dominował i jaki był stabilny. Widziałem, jak rozwijał się w trakcie turnieju, jak rosła jego forma. Oferowałem piwo za pokonanie Kamila, ale najwyraźniej inni skoczkowie nie mieli ochoty, by się napić. Przed startem TCS to Richard Freitag był w niesamowitej formie, a Kamil znajdował się trochę z tyłu i mógł w ciszy pracować. Teraz to się zmieniło, Kamil jest na topie, inni są w jego cieniu i mogą spokojnie trenować. Może dorównają mu, ale nie jestem pewien, bo Kamil ma perfekcyjny system skakania, a wokół siebie bardzo dobry sztab fachowców.

Rz: Czy można być szczęśliwszym niż pan tuż po tak spektakularnym sukcesie Kamila Stocha?

Stefan Horngacher: Nie wiem, może i nie. To był ciężki dzień dla nas wszystkich. Próbowaliśmy koncentrować się tylko na ważnych rzeczach, ale nie było to łatwe przy tak dużej wrzawie wokół Kamila i przy tak dużej presji. Skoki Kamila nie były idealne. W serii próbnej spisał się naprawdę dobrze, ale skoki konkursowe były trochę słabsze, a dla mnie stresujące. Ale Kamil wygrywa, nawet nie oddając perfekcyjnych skoków, a to naprawdę duży komfort. Na pewno jesteśmy teraz najszczęśliwszą ekipą skoczków narciarskich na świecie.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Inne sporty
Tadej Pogacar dziękuje Rafałowi Majce. Słoweniec coraz bliżej zwycięstwa w Giro d'Italia
Inne sporty
Rośnie kadra reprezentacji Polski na igrzyska w Paryżu. Cztery szanse na medale
kajakarstwo
Polacy już błyszczą w Lublanie. Klaudia Zwolińska wicemistrzynią Europy
Inne sporty
Startują mistrzostwa Europy. Polacy liczą na medale
szachy
Garri Kasparow o dzisiejszej Rosji. "Puste deklaracje wzmacniają Putina"
Materiał Promocyjny
Technologia na etacie. Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?